Nadal nie rozumiałem tego co się działo. Dakota była we mnie zakochana, dlaczego mi o tym nie powiedziała? Na pewno zrobiłbym coś żeby to wszystko wyglądało inaczej, nie traktowałbym jej tak blisko jak to robiłem. Cokolwiek, ale nie byłem wróżką, nie mogłem tego przewidzieć. Ale wciąż zastanawiało mnie dlaczego z tej nienawiści do mnie postanowiła zdobyć moje pieniądze, a jeśli nie zabić mnie. Czy to właśnie sprawiłoby jej przyjemność?
- Wszystko z wami w porządku? - spytał zatroskany Zayn.
Pewnie gdyby nie on już byśmy nie żyli. To właśnie on nas uratował, strzelił do Dakoty w ostatnim momencie. Nawet nie wiem skąd miał broń, ale nawet mnie to nie obchodziło. Nadal żyłem i chyba to było najważniejsze.
- W sumie to nie wiem. Cassie, nic ci nie jest? - spytałem rozwiązując ją najdelikatniej jak mogłem żeby tylko nic jej nie zrobić.
Dziewczyna rzuciła się w moje ramiona wciąż płacząc. Ściskała moją bluzkę wypłakując w nią swoje łzy.
- Już myślałam... myślałam, że nie przyjdziesz... że mnie zabiją - wyszlochała.
- Nie pozwoliłbym na to - zapewniłem ją.
- Ona od początku była z nimi w zmowie - wyjaśniła cicho.
- Już nic tobie nie zrobi, nie żyje - powiedziałem.
- Tak bardzo się bałam - jeszcze mocniej się rozpłakała. - Teraz już wszystko będzie jak dawniej? - spytała wbijając we mnie swoje zaszklone oczy.
Uśmiechnąłem się do niej lekko.
Jak dobrze było ją widzieć całą i zdrową. Zapłakaną, ale szczęśliwą.
- Będzie lepiej. Zamieszkamy razem. Jesteśmy jeszcze tacy młodzi, całe życie przed nami. Tylko proszę, nie płacz już - otarłem jej mokry policzek, a ona uśmiechnęła się całą sobą. Jej oczy śmiały się razem z ustami.
***
- Jedź wolniej, proszę cię - pisnęła Cassie siedząc obok mnie w samochodzie.
Wracaliśmy do domu sami. Zayn przygarnął do siebie Rose na jakiś czas żebym mógł nacieszyć się dziewczyną. Od jakiegoś czasu jechałem bardzo szybko, ale to tylko dlatego, że bałem się, że jeszcze coś złego może mnie spotkać tego dnia. To czego doświadczyłem to było stanowczo za dużo.
- Przepraszam, ale nie mogę się już doczekać aż będziemy w domu - uśmiechnąłem się. - Już koniec tego koszmaru.
- Nie wydaje mi się - mruknęła pod nosem.
- Uwierz mi, jestem tego pewien - pogłaskałem ją po policzku.
Dziewczyna uspokoiła się pod moim dotykiem, a ja byłem w nią tak wpatrzony, że zapomniałem o całym świecie.
Czy o samochodzie, który wyjeżdżał z bocznej ulicy również?
- Niall! Samochód! - usłyszałem krzyki Cass.
Wcisnąłem na hamulec i to był mój błąd.
Samochód ob kręcił się wokół własnej osi i uderzył w słup... Od strony pasażera.
Gdy tylko zdałem sobie sprawę z tego co się stało do moich uszu dobiegł dźwięk syren. Nieobecnym wzrokiem spojrzałem na dziewczynę, która była cała w krwi oparta o wybitą szybę.
Położyłem dłoń na jej zimny policzek, a z moich oczu zaczęły spływać łzy.
Dopiero co ją odzyskałem, nie mogłem jej stracić...
Nawet teraz jak sobie to przypominam łzy ciekną po mojej twarzy.
- Cassie, otwórz oczy, proszę - powiedziałem cicho poklepując ją po policzku. - Kocham cię - wyszeptałem i zdałem sobie sprawę, że powiedziałem jej to pierwszy raz.
Uniosłem ją na rękach i wyniosłem z samochodu, gdzie akurat podjeżdżała karetka.
Kilka ludzi ubranych bardzo nietypowo wyskoczyło z wozu i podbiegli w moją stronę. Spojrzałem na nich podejrzliwie czy aby na pewno mają wobec nas dobre intencje, ale oni wyrwali mi z rąk dziewczynę przykładając do niej jakieś nieznane mi urządzenia.
- Puls wyczuwalny, nie oddycha - powiedział któryś z nich przekładając delikatnie, ale szybko brunetkę na coś co wyglądało mi na nosze.
- Pan też jedzie z nami, musimy zrobić panu prześwietlenie - rozkazał mężczyzna z lekkim zarostem i rozczochraną czupryną.
Ratownicy medyczni niemal wepchnęli mnie do karetki.
- Nic mi nie jest - powiedziałem, gdy jeden z mężczyzn zaczął świecić mi po oczach. - Uratujecie ją? - spytałem resztkami sił.
- Niczego nie możemy obiecać.
***
Czekałem na korytarzu już dobrą godzinę. W tym czasie lekarze zrobili mi prześwietlenie, z którego wynikło, że miałem tylko lekki wstrząs mózgu, a poza tym nic nie zagrażało mojemu życiu.
Za to Cassie... Z nią było o wiele gorzej. Od razu po przyjeździe trafiła na salę operacyjną. Byli tam tyle czasu, a ja wciąż nie miałem żadnych wieści. Wszyscy ludzie w szpitalu zbywali mnie, znikając za drzwiami przez, które wcześniej wieźli Cass, Nie istniałem, nie istniałem bez niej, już dawno to sobie uświadomiłem.
- Wszystko będzie dobrze - pocieszył mnie Zayn.
Spojrzałem na Rose, która posłała mi tylko czuły uśmiech. Wiedziałem, że gdybym nie miał ich bezcennego wsparcia byłoby jeszcze gorzej. A jak mogłoby być gorzej niż było? To chyba byłoby już dla mnie tylko piekło.
Nagle zobaczyłem mężczyznę w białym kitlu i z papierami w rękach.
Spojrzałem tylko na Zayna, który odwrócił ode mnie wzrok. On już wiedział...
Starszy mężczyzna podszedł do mnie i wejrzał w moje oczy jakby chciał z nich wyczytać wszystkie emocje, które mną władały. Od strachu po nadzieję.
- Przykro mi - powiedział cicho spuszczając głowę.
***
Od tamtego momentu, gdy dowiedziałem się, że już więcej nie poczuje je ciepłych dłoni na swoim ciele, że nie usłyszę jej głosu, że już nie będzie jej w moim życiu. Gdy dowiedziałem się, że tętniak mózgu ją zabił,,. Minęło wiele lat.
Uważam, że to był mój obowiązek w końcu wyrzucić to z ciebie, bo mimo, że minęło tyle czasu, ja nie zapomniałem.
Kocham ją tak samo jak wtedy. Na zawsze pozostała w moim życiu i każdy dobrze wie, że to właśnie ona mnie zmieniła. Nawet Rose, która koniec końców została moją żoną i matką mojego syna i córki, która wkrótce wyjdzie na świat wie, że to jej zawdzięczamy wszystko co najlepsze.
Choć może to nie do pomyślenia, ale jestem szczęśliwy. Mam prawdziwą, kochającą rodzinę, lecz pewnie nie doświadczyłbym jej ciepła, gdyby nie pomoc Cassie. To było przeznaczenie, inaczej wciąż byłbym tym samym strasznym człowiekiem jakim byłem kiedyś.
Wczorajszego dnia byłem na najcudowniejszym ślubie w całym moim życiu.
- Cassie byłaby z ciebie dumna - powiedziałem na sali, podczas tańca z panną młodą. - Wyglądasz tak pięknie w tej sukni.
Tak, to był ślub Nancy i Josha, tej samej słodkiej dziewczynki, która była siostrą kobiety, którą tak bardzo kochałem. Wyrosła na wspaniałą dziewczynę, która wzięła ślub ze swoim chłopakiem z dzieciństwa. Oczywiście Cassie to przewidziała, ale ja jak zawsze uważałem, że co ona tam wie o miłości. Ale wiedziała, ona zawsze miała rację.
- Z ciebie bardziej - uśmiechnęła się. - Cieszyłaby się, że jesteś szczęśliwy.
I tak oto kończy się historia człowieka, który był potworem, ale wystarczyła jedna ciepła dusza, aby skruszyć lód z jego serca. Ten człowiek jest już szczęśliwy, tak jak wszyscy inni wokół niego.
________________________________________
No kto by pomyślał, że to tak szybko... Heloł, misiaki to już naprawdę koniec! Ten blog właśnie dobiegł końca.
Ale to nie koniec! A teraz zapraszam na kolejnego bloga, Honeymoon, w którym nie zabraknie śmiechu.
Rozdział na nowym blogu powinien pojawić się niedługo, a tymczasem żegnam się z wami. Aggie
- Nie pozwoliłbym na to - zapewniłem ją.
- Ona od początku była z nimi w zmowie - wyjaśniła cicho.
- Już nic tobie nie zrobi, nie żyje - powiedziałem.
- Tak bardzo się bałam - jeszcze mocniej się rozpłakała. - Teraz już wszystko będzie jak dawniej? - spytała wbijając we mnie swoje zaszklone oczy.
Uśmiechnąłem się do niej lekko.
Jak dobrze było ją widzieć całą i zdrową. Zapłakaną, ale szczęśliwą.
- Będzie lepiej. Zamieszkamy razem. Jesteśmy jeszcze tacy młodzi, całe życie przed nami. Tylko proszę, nie płacz już - otarłem jej mokry policzek, a ona uśmiechnęła się całą sobą. Jej oczy śmiały się razem z ustami.
***
- Jedź wolniej, proszę cię - pisnęła Cassie siedząc obok mnie w samochodzie.
Wracaliśmy do domu sami. Zayn przygarnął do siebie Rose na jakiś czas żebym mógł nacieszyć się dziewczyną. Od jakiegoś czasu jechałem bardzo szybko, ale to tylko dlatego, że bałem się, że jeszcze coś złego może mnie spotkać tego dnia. To czego doświadczyłem to było stanowczo za dużo.
- Przepraszam, ale nie mogę się już doczekać aż będziemy w domu - uśmiechnąłem się. - Już koniec tego koszmaru.
- Nie wydaje mi się - mruknęła pod nosem.
- Uwierz mi, jestem tego pewien - pogłaskałem ją po policzku.
Dziewczyna uspokoiła się pod moim dotykiem, a ja byłem w nią tak wpatrzony, że zapomniałem o całym świecie.
Czy o samochodzie, który wyjeżdżał z bocznej ulicy również?
- Niall! Samochód! - usłyszałem krzyki Cass.
Wcisnąłem na hamulec i to był mój błąd.
Samochód ob kręcił się wokół własnej osi i uderzył w słup... Od strony pasażera.
Gdy tylko zdałem sobie sprawę z tego co się stało do moich uszu dobiegł dźwięk syren. Nieobecnym wzrokiem spojrzałem na dziewczynę, która była cała w krwi oparta o wybitą szybę.
Położyłem dłoń na jej zimny policzek, a z moich oczu zaczęły spływać łzy.
Dopiero co ją odzyskałem, nie mogłem jej stracić...
Nawet teraz jak sobie to przypominam łzy ciekną po mojej twarzy.
- Cassie, otwórz oczy, proszę - powiedziałem cicho poklepując ją po policzku. - Kocham cię - wyszeptałem i zdałem sobie sprawę, że powiedziałem jej to pierwszy raz.
Uniosłem ją na rękach i wyniosłem z samochodu, gdzie akurat podjeżdżała karetka.
Kilka ludzi ubranych bardzo nietypowo wyskoczyło z wozu i podbiegli w moją stronę. Spojrzałem na nich podejrzliwie czy aby na pewno mają wobec nas dobre intencje, ale oni wyrwali mi z rąk dziewczynę przykładając do niej jakieś nieznane mi urządzenia.
- Puls wyczuwalny, nie oddycha - powiedział któryś z nich przekładając delikatnie, ale szybko brunetkę na coś co wyglądało mi na nosze.
- Pan też jedzie z nami, musimy zrobić panu prześwietlenie - rozkazał mężczyzna z lekkim zarostem i rozczochraną czupryną.
Ratownicy medyczni niemal wepchnęli mnie do karetki.
- Nic mi nie jest - powiedziałem, gdy jeden z mężczyzn zaczął świecić mi po oczach. - Uratujecie ją? - spytałem resztkami sił.
- Niczego nie możemy obiecać.
***
Czekałem na korytarzu już dobrą godzinę. W tym czasie lekarze zrobili mi prześwietlenie, z którego wynikło, że miałem tylko lekki wstrząs mózgu, a poza tym nic nie zagrażało mojemu życiu.
Za to Cassie... Z nią było o wiele gorzej. Od razu po przyjeździe trafiła na salę operacyjną. Byli tam tyle czasu, a ja wciąż nie miałem żadnych wieści. Wszyscy ludzie w szpitalu zbywali mnie, znikając za drzwiami przez, które wcześniej wieźli Cass, Nie istniałem, nie istniałem bez niej, już dawno to sobie uświadomiłem.
- Wszystko będzie dobrze - pocieszył mnie Zayn.
Spojrzałem na Rose, która posłała mi tylko czuły uśmiech. Wiedziałem, że gdybym nie miał ich bezcennego wsparcia byłoby jeszcze gorzej. A jak mogłoby być gorzej niż było? To chyba byłoby już dla mnie tylko piekło.
Nagle zobaczyłem mężczyznę w białym kitlu i z papierami w rękach.
Spojrzałem tylko na Zayna, który odwrócił ode mnie wzrok. On już wiedział...
Starszy mężczyzna podszedł do mnie i wejrzał w moje oczy jakby chciał z nich wyczytać wszystkie emocje, które mną władały. Od strachu po nadzieję.
- Przykro mi - powiedział cicho spuszczając głowę.
***
Od tamtego momentu, gdy dowiedziałem się, że już więcej nie poczuje je ciepłych dłoni na swoim ciele, że nie usłyszę jej głosu, że już nie będzie jej w moim życiu. Gdy dowiedziałem się, że tętniak mózgu ją zabił,,. Minęło wiele lat.
Uważam, że to był mój obowiązek w końcu wyrzucić to z ciebie, bo mimo, że minęło tyle czasu, ja nie zapomniałem.
Kocham ją tak samo jak wtedy. Na zawsze pozostała w moim życiu i każdy dobrze wie, że to właśnie ona mnie zmieniła. Nawet Rose, która koniec końców została moją żoną i matką mojego syna i córki, która wkrótce wyjdzie na świat wie, że to jej zawdzięczamy wszystko co najlepsze.
Choć może to nie do pomyślenia, ale jestem szczęśliwy. Mam prawdziwą, kochającą rodzinę, lecz pewnie nie doświadczyłbym jej ciepła, gdyby nie pomoc Cassie. To było przeznaczenie, inaczej wciąż byłbym tym samym strasznym człowiekiem jakim byłem kiedyś.
Wczorajszego dnia byłem na najcudowniejszym ślubie w całym moim życiu.
- Cassie byłaby z ciebie dumna - powiedziałem na sali, podczas tańca z panną młodą. - Wyglądasz tak pięknie w tej sukni.
Tak, to był ślub Nancy i Josha, tej samej słodkiej dziewczynki, która była siostrą kobiety, którą tak bardzo kochałem. Wyrosła na wspaniałą dziewczynę, która wzięła ślub ze swoim chłopakiem z dzieciństwa. Oczywiście Cassie to przewidziała, ale ja jak zawsze uważałem, że co ona tam wie o miłości. Ale wiedziała, ona zawsze miała rację.
- Z ciebie bardziej - uśmiechnęła się. - Cieszyłaby się, że jesteś szczęśliwy.
I tak oto kończy się historia człowieka, który był potworem, ale wystarczyła jedna ciepła dusza, aby skruszyć lód z jego serca. Ten człowiek jest już szczęśliwy, tak jak wszyscy inni wokół niego.
________________________________________
No kto by pomyślał, że to tak szybko... Heloł, misiaki to już naprawdę koniec! Ten blog właśnie dobiegł końca.
Ale to nie koniec! A teraz zapraszam na kolejnego bloga, Honeymoon, w którym nie zabraknie śmiechu.
Rozdział na nowym blogu powinien pojawić się niedługo, a tymczasem żegnam się z wami. Aggie
(przyciskając na zdjęcie zostaniecie przekierowani na bloga)