Te wszystkie wskazówki, próby domysłów, rozczarowania - to było dla mnie za dużo. Nawet wsparcie Rose okazało się mieć dla mnie znikome znaczenie. Nie rozumiałem nic, nie wiedziałem co mam robić i o czym myśleć. Za każdym razem, gdy próbowałem namierzyć miejsce uprowadzenia Cassie, włączał mi się tryb "co się dzieje". Zastanawiałem się wtedy czy Cass dobrze się czuje, czy dają jej jeść, czy coś jej zrobili i czy w ogóle żyje... Byłem coraz bliżej rozwiązania, ale tak naprawdę nie wiedziałem nic.
Nie wiedziałem dlaczego, ale pierwszym co do głowy mi przychodziło był telefon do Zayna. Wierzyłem, że on mi pomoże, choć w małym stopniu da mi zrozumieć tą okrutną zabawę. W końcu był sprytny, robił kiedyś podobne rzeczy...
- Zayn - powiedziałem zanim ten zdążył odezwać się swoim służbowym tonem. - Potrzebuje pomocy, tu chodzi o życie Cass.
- Życie? W jakie gówno ty ją znowu wplątałeś?! - spytał oskarżycielskim tonem, ale również pełnym żalu. Martwił się o nią, tak jak ja. - Nie wystarczy ci to, że się w tobie zakochała? Musisz mieszać ją w swoje brudne sprawki?
- Wiem, to wszystko moja wina. Ja po prostu... - nagle odjęło mi mowę. Westchnąłem głośno. - Naprawdę potrzebuje twojej pomocy. Spotkajmy się.
- Dobrze - mruknął. Byłem pewny, że przeglądał swój kalendarz sprawdzając czy nie ma dużo pracy. - Bądź w tej kafejce obok szpitala o szesnastej.
Zgodziłem się i rozłączyłem. Spojrzałem w stronę Rose, która obgryzała paznokcie.
- Pamiętasz Zayna? - spytałem idąc w stronę samochodu.
- Nie mam z nim zbyt miłych wspomnień - mruknęła maszerując za mną krok w krok.
- Jest lekarzem - poinformowałem ją. - Dobrym lekarzem.
- Wow - jęknęła z podziwem. Otworzyła drzwi od auta i wsiadła do niego. Zrobiłem to samo tyle, że od strony kierowcy. - Nie pomyślałabym.
- A wiesz, że to on poznał mnie z Cassie? - uśmiechnąłem się do niej słabo.
- To nie możliwe - dziewczyna była szczerze zaskoczona. - Jak?
Opowiedziałem jej całą historię. Moje pierwsze spotkanie z Cass, jaka byłam, gdy się mną opiekowała i kalectwo... Nie dało się tego pominąć. To co się stało stanowiło nieodłączną część mojego życia. I towarzyszyło mi na każdym kroku. Także teraz. Od tamtych wydarzeń nie da się uciec, trzeba to pojąć i z tym żyć.
- Nie mogłeś chodzić? - uniosła pytająco brwi z wielką czułością i poniekąd żalem. Pewnie zastanawiała się jakim cudem taki ktoś jak ja może jeździć na wózku.
- Tak - mruknąłem.
- I to wszystko przez ten jeden wypadek?
- Moje nogi ugrzęzły i czułem jakby co najmniej mi je wyrywali... - kontynuowałem - A mogło skończyć się jeszcze gorzej.
- Nawet tak nie mów - rozkazała mi. - Jesteś tu, masz sprawne nogi...
- Mogłem nawet umrzeć.
- Skończ - powiedziała cicho.
Kątem oka zauważyłem jak nieustannie się na mnie patrzy. Z początku to ignorowałem, ale z czasem zaczęło mnie to co raz bardziej interesować.
- Czemu tak się na mnie patrzysz?
- Mam ochotę cię pocałować. Ale wiem, że nie mogę.
- Masz rację - powiedziałem - nie możesz.
Dziewczyna spojrzała na mnie z żalem. Trochę tak jakbym właśnie zakazał kupienia jej ulubionych łakoci.
- To byłoby złe i ja o tym wiem, ale wciąż chcę to zrobić - wyszeptała spoglądając na obrazy za oknem samochodu.
Przyjrzałem jej się uważnie i zauważyłem jak ociera z policzka pojedynczą łzę.
- Rosalie, ty płaczesz - zauważyłem. - Rose, kurwa, ty nie możesz przeze mnie płakać.
- Kiedyś cię to nie obchodziło - mruknęła. - Z resztą nie powinieneś zaprzątać myśli tym dlaczego łzy płyną po mojej twarzy. Jestem silną i niezależną kobietą.
- Nie jesteś silna, niezależna ani nie jesteś kobietą.
Dziewczyna spojrzała się na mnie dziwnie, jej oczy były zaczerwienione, jakby płakała każdej nocy przez kilka lat. Roześmiałem się.
- Jesteś jeszcze małą dziewczynką.
- Nie było cię tyle czasu i jakoś sobie radziłam - mruknęła pod nosem. - Teraz pewnie też odejdziesz, albo ja to zrobię. Takie jest nasze przeznaczenie, Niall, mijamy się niezależnie czy tego chcemy czy nie - urwała. - Jak te drzewa. Świat byłby piękniejszy, gdyby były na nim same rośliny
- Wtedy nie byłoby świata, my tworzymy świat.
***
Mocno pchnąłem drzwi kawiarenki. Prześledziłem wzrokiem cały lokal aż napotkałem Zayna. Pociągnąłem za rękę Rose aż do stolika, przy którym siedział szatyn. Usiadłem obok niego.
Lekarz zbadał nas wzrokiem, po czym wbił pytające spojrzenie w brunetkę.
- Miło mi cię widzieć, Rosalie - uśmiechnął się do niej szelmowsko.
- Bez wzajemności - powiedziała cicho.
- Nie mamy czasu na wasze skakanie sobie do gardeł, Zayn... Właściwie to Cassie nie ma czasu. Musimy ją uratować, rozumiesz?! W każdej chwili może jej się coś stać.
- Spokojnie - próbował załagodzić mój strach. - Powiedz co się stało.
Znów musiałem przypomnieć sobie te wszystkie złe momenty. Powiedziałem mu o całym porwaniu, o listach, o spotkaniu Rose i plantacji marihuany.
Jego mina nie wyrażała zaskoczenia, a raczej ubolewanie, że musiał po raz kolejny słyszeć o czymś tak okrutnym i nieludzkim.
- To było do przewidzenia. Masz przy sobie te listy? - spytał zamyślony.
Wyjąłem z kieszeni kurtki kilka białych kartek i podałem Zaynowi. Mężczyzna przeczytał wszystkie z pięć razy i spojrzał na mnie.
- Masz w swojej filmie jakieś piwnice? - spytał.
- Tak - mruknąłem niewyraźnie.
- Jedziemy tam - rozkazał.
- Dobrze - mruknął. Byłem pewny, że przeglądał swój kalendarz sprawdzając czy nie ma dużo pracy. - Bądź w tej kafejce obok szpitala o szesnastej.
Zgodziłem się i rozłączyłem. Spojrzałem w stronę Rose, która obgryzała paznokcie.
- Pamiętasz Zayna? - spytałem idąc w stronę samochodu.
- Nie mam z nim zbyt miłych wspomnień - mruknęła maszerując za mną krok w krok.
- Jest lekarzem - poinformowałem ją. - Dobrym lekarzem.
- Wow - jęknęła z podziwem. Otworzyła drzwi od auta i wsiadła do niego. Zrobiłem to samo tyle, że od strony kierowcy. - Nie pomyślałabym.
- A wiesz, że to on poznał mnie z Cassie? - uśmiechnąłem się do niej słabo.
- To nie możliwe - dziewczyna była szczerze zaskoczona. - Jak?
Opowiedziałem jej całą historię. Moje pierwsze spotkanie z Cass, jaka byłam, gdy się mną opiekowała i kalectwo... Nie dało się tego pominąć. To co się stało stanowiło nieodłączną część mojego życia. I towarzyszyło mi na każdym kroku. Także teraz. Od tamtych wydarzeń nie da się uciec, trzeba to pojąć i z tym żyć.
- Nie mogłeś chodzić? - uniosła pytająco brwi z wielką czułością i poniekąd żalem. Pewnie zastanawiała się jakim cudem taki ktoś jak ja może jeździć na wózku.
- Tak - mruknąłem.
- I to wszystko przez ten jeden wypadek?
- Moje nogi ugrzęzły i czułem jakby co najmniej mi je wyrywali... - kontynuowałem - A mogło skończyć się jeszcze gorzej.
- Nawet tak nie mów - rozkazała mi. - Jesteś tu, masz sprawne nogi...
- Mogłem nawet umrzeć.
- Skończ - powiedziała cicho.
Kątem oka zauważyłem jak nieustannie się na mnie patrzy. Z początku to ignorowałem, ale z czasem zaczęło mnie to co raz bardziej interesować.
- Czemu tak się na mnie patrzysz?
- Mam ochotę cię pocałować. Ale wiem, że nie mogę.
- Masz rację - powiedziałem - nie możesz.
Dziewczyna spojrzała na mnie z żalem. Trochę tak jakbym właśnie zakazał kupienia jej ulubionych łakoci.
- To byłoby złe i ja o tym wiem, ale wciąż chcę to zrobić - wyszeptała spoglądając na obrazy za oknem samochodu.
Przyjrzałem jej się uważnie i zauważyłem jak ociera z policzka pojedynczą łzę.
- Rosalie, ty płaczesz - zauważyłem. - Rose, kurwa, ty nie możesz przeze mnie płakać.
- Kiedyś cię to nie obchodziło - mruknęła. - Z resztą nie powinieneś zaprzątać myśli tym dlaczego łzy płyną po mojej twarzy. Jestem silną i niezależną kobietą.
- Nie jesteś silna, niezależna ani nie jesteś kobietą.
Dziewczyna spojrzała się na mnie dziwnie, jej oczy były zaczerwienione, jakby płakała każdej nocy przez kilka lat. Roześmiałem się.
- Jesteś jeszcze małą dziewczynką.
- Nie było cię tyle czasu i jakoś sobie radziłam - mruknęła pod nosem. - Teraz pewnie też odejdziesz, albo ja to zrobię. Takie jest nasze przeznaczenie, Niall, mijamy się niezależnie czy tego chcemy czy nie - urwała. - Jak te drzewa. Świat byłby piękniejszy, gdyby były na nim same rośliny
- Wtedy nie byłoby świata, my tworzymy świat.
***
Mocno pchnąłem drzwi kawiarenki. Prześledziłem wzrokiem cały lokal aż napotkałem Zayna. Pociągnąłem za rękę Rose aż do stolika, przy którym siedział szatyn. Usiadłem obok niego.
Lekarz zbadał nas wzrokiem, po czym wbił pytające spojrzenie w brunetkę.
- Miło mi cię widzieć, Rosalie - uśmiechnął się do niej szelmowsko.
- Bez wzajemności - powiedziała cicho.
- Nie mamy czasu na wasze skakanie sobie do gardeł, Zayn... Właściwie to Cassie nie ma czasu. Musimy ją uratować, rozumiesz?! W każdej chwili może jej się coś stać.
- Spokojnie - próbował załagodzić mój strach. - Powiedz co się stało.
Znów musiałem przypomnieć sobie te wszystkie złe momenty. Powiedziałem mu o całym porwaniu, o listach, o spotkaniu Rose i plantacji marihuany.
Jego mina nie wyrażała zaskoczenia, a raczej ubolewanie, że musiał po raz kolejny słyszeć o czymś tak okrutnym i nieludzkim.
- To było do przewidzenia. Masz przy sobie te listy? - spytał zamyślony.
Wyjąłem z kieszeni kurtki kilka białych kartek i podałem Zaynowi. Mężczyzna przeczytał wszystkie z pięć razy i spojrzał na mnie.
- Masz w swojej filmie jakieś piwnice? - spytał.
- Tak - mruknąłem niewyraźnie.
- Jedziemy tam - rozkazał.
Super rozdzial :D
OdpowiedzUsuńCzekam na next :)))))
O boze kiedy bedzie next
OdpowiedzUsuńKiedyś trafiłam na tego bloga ale niestety nie mogłam kontynuować czytania przez naukę.A teraz wróciłam i nie mogę uwierzyć co się stało po pierwsze Niall chodzi(to dla mnie nowość)po drugie porwali słodką Cassie a po trzecie jakaś jego była wpiernicza się w ta fantastyczną historię.Ale do rzeczy nie mogę się doczekać nexta i powodzenia xd Mogłabyś chociaż odpisać czy będziesz coś jeszcze dodawała?
OdpowiedzUsuńZuzia M.
jeszcze cos sie pojawi, a za jakis czas (byc moze juz za tydzien) szykuje nowy blog:)
Usuń