Następnego dnia przyszła do mnie Cassie nie mówiąc praktycznie nic. Nie wiedziałem co jej właściwie jest, ale wiedziałem, że trudno to przeżywa. Miała wory pod oczami. Byłem pewien, że nie spała całą noc. Poprosiła mnie o przypilnowanie jej siostry.
- To nie potrwa długo - wyjaśniła słabym głosem. Przytaknąłem, a ona odeszła, nie mówiąc nic więcej.
Chodź wiem, że to nie najlepszy komplement, to muszę przyznać, że wyglądała strasznie. Martwiłem się o nią i dlatego się zgodziłem. Tak, to nie są żarty, martwiłem się o nią. Nie wiedziałem dlaczego.
Tak mijały tygodnie, w której sam zostałem niańką. Nawet mi to nie przeszkadzało. Najbardziej wkurzało mnie to, że przez długi czas nie miałem żadnych wieści od Cass. Już parę tygodni nie słyszałem jej słodkiego głosu, nie widziałem jej pięknych oczu, ani nie czułem jej obecności przy sobie. Nigdy nawet nie sądziłem, że mogę tak za nią tęsknić. Wyśmiałbym kogokolwiek, kto powiedziałby mi, że kiedyś mogę za kimś tęsknić. To takie głupie. Przywiązać się do kogoś, zacząć się o tego kogoś troszczyć i martwić się. Tylko ludzie to odczuwali. Ja nie byłem człowiekiem, byłem cyborgiem pozbawionym serca i uczuć.
Nie mogłem tak siedzieć bezczynnie, ciągłe pytania Nancy o siostrę pogrążały mnie jeszcze bardziej. Dlatego zadzwoniłem do Zayna. Tylko on mógł coś wiedzieć.
- Stęskniłeś się za mną? - przywitał mnie roześmiany głos doktora Malika.
- Przestań mnie wkurwiać - warknąłem. - Chcę wiedzieć co z Cass.
Usłyszałem ciche westchnięcie z drugiej strony słuchawki.
- Słabo - mruknął. - Ale to nic w porównaniu do stanu jej matki. To nie potrwa długo... - powiedział jakby to było coś normalnego.
- Nie mów tak! - momentalnie w oczach zebrały mi się łzy, ale nawet nie próbowały wydostać się na zewnątrz. - Czyli nie chodzi o Cassie?
- Właściwie to chodzi. Jej matka niedługo umrze - powiedział ironicznie.
- To nie potrwa długo - wyjaśniła słabym głosem. Przytaknąłem, a ona odeszła, nie mówiąc nic więcej.
Chodź wiem, że to nie najlepszy komplement, to muszę przyznać, że wyglądała strasznie. Martwiłem się o nią i dlatego się zgodziłem. Tak, to nie są żarty, martwiłem się o nią. Nie wiedziałem dlaczego.
Tak mijały tygodnie, w której sam zostałem niańką. Nawet mi to nie przeszkadzało. Najbardziej wkurzało mnie to, że przez długi czas nie miałem żadnych wieści od Cass. Już parę tygodni nie słyszałem jej słodkiego głosu, nie widziałem jej pięknych oczu, ani nie czułem jej obecności przy sobie. Nigdy nawet nie sądziłem, że mogę tak za nią tęsknić. Wyśmiałbym kogokolwiek, kto powiedziałby mi, że kiedyś mogę za kimś tęsknić. To takie głupie. Przywiązać się do kogoś, zacząć się o tego kogoś troszczyć i martwić się. Tylko ludzie to odczuwali. Ja nie byłem człowiekiem, byłem cyborgiem pozbawionym serca i uczuć.
Nie mogłem tak siedzieć bezczynnie, ciągłe pytania Nancy o siostrę pogrążały mnie jeszcze bardziej. Dlatego zadzwoniłem do Zayna. Tylko on mógł coś wiedzieć.
- Stęskniłeś się za mną? - przywitał mnie roześmiany głos doktora Malika.
- Przestań mnie wkurwiać - warknąłem. - Chcę wiedzieć co z Cass.
Usłyszałem ciche westchnięcie z drugiej strony słuchawki.
- Słabo - mruknął. - Ale to nic w porównaniu do stanu jej matki. To nie potrwa długo... - powiedział jakby to było coś normalnego.
- Nie mów tak! - momentalnie w oczach zebrały mi się łzy, ale nawet nie próbowały wydostać się na zewnątrz. - Czyli nie chodzi o Cassie?
- Właściwie to chodzi. Jej matka niedługo umrze - powiedział ironicznie.
- Jesteś lekarzem, nie możesz czegoś z tym zrobić?! - poniosły mnie nerwy.
- To nowotwór złośliwy z przerzutami na mózg, Niall. Na to już nie ma ratunku...
- Dość! - krzyknąłem w telefon i w tym samym momencie się rozłączyłem.
Przetarłem twarz dłońmi i cicho westchnąłem. Byłem bezsilny i na dodatek sam z tym wszystkim.
- Co się stało? - pisnęła Nancy. Jej twarz nie była wesoła tak jak zwykle. Ona o niczym nie wiedziała, ale miałem wrażenie, że wie, iż dzieje się coś złego.
- Nie, mała - odparłem przybierając na twarz sztuczny uśmiech. Wziąłem ją do siebie na kolana i z całych sił opatuliłem ramionami. - O nic nie musisz się martwić. Będzie dobrze, zobaczysz.
- Obiecujesz? - wlepiła swoje dziecięce, ale mimo to intensywne spojrzenie, w moje oczy.
- Obiecuję - po raz kolejny wymusiłem uśmiech.
- Myślisz, że Cassie kiedyś wróci? - spytała Nancy spoglądając za okno i wypatrując swojej siostry.
- Co ty pleciesz? Oczywiście, że wróci - odparłem z stoickim spokojem, choć w środku krzyczałem o pomoc w tym trudnym pytaniu.
Nie miałem pewności. Moje myśli wypełniał niepokój. Nie mogłem jej gwarantować, że na pewno Cass wróci. Szczerze mówiąc to sam już wątpiłem w jej cudowny powrót. Rozumiałem wszystko, rozumiałem, że to było trudne, być może zbyt trudne na jej wrażliwe serce, ale pomógłbym jej... Tak mi się wydawało.
- Boje się o nią - westchnęła z utęsknieniem wpatrując się w pustą przestrzeń za oknem.
- Nie mamrocz tak pod nosem i chodź oglądać Spongeboba - zaśmiałem się ukrywając wszystkie złe emocje w sobie. Tak jak Libby, gdy ją widziałem.
- To Cassie! - pisnęła energicznie podskakując w miejscu.
- Spongebob to Cassie?
- Nie! - wykrzyknęła. - Cassie wysiada z samochodu! - jej entuzjazm wcale nie przeszedł na mnie.
- Nie pędź tak! - zganiłem ją, gdy biegła do frontowych drzwi. - Chyba nie chcesz być bezzębna? - Otworzyłem powoli drzwi. Nancy pędem wybiegła z domu do brunetki, która powoli szła w naszą stronę. Ja nie zamierzałem się ruszać. Zostałem w progu drzwi aby przyjrzeć się całej sytuacji.
Dziewczynka rzuciła się na niebieskooką dziewczynę, która zatopiła ją w uścisku. Ob kręciły się kilka razy wokół własnej osi i kucnęły wciąż się przytulając.
- Tak bardzo tęskniłam, siostrzyczko - odezwała się brunetka głaszcząc małą po włosach.
- Ja bardziej! Dlaczego tak długo cię nie było?
- Miałam wiele spraw do załatwienia. To jest związane z naszą mamą.
Choć dziewczyny stały naprawdę daleko widziałem dokładnie całą twarz brunetki. Dokładnie taka, jaka była, gdy opuszczała mój dom ostatnim razem. A nawet gorsza. Jej piękno wyparowało wraz z tryskającą energią, szczęściem i zapałem do pracy. To wszystko zniknęło. Patrzyłem na nią ze smutkiem. Zastanawiało mnie, czy to jeszcze będzie ta sama Cassie? Czy wciąż będzie tą zarozumiałą, ale cudowną dziewczyną? Chciałem żeby tak było, ale widząc jej smutny wyraz twarzy i łzy w oczach, wątpiłem.
- Co z mamą? Gdzie ona jest? Przyjechała z tobą? - Nancy zasypała swoją siostrę pytaniami. Czułem, że dla Cass to za dużo. Pytania przykryły ją niczym tafla wody, tonęła. Widziałem jak szukała pomocy w moich oczach. Niestety nie odnalazła jej. Nie potrafiłem jej pomóc, musiała sama uporać się ze swoimi problemami, lecz w głębi duszy czułem, że to również po części moje problemy. Byłem z nimi związany jakąś nicią, która mocno nas oplatała.
- Nie. Bo widzisz... - westchnęła. - Mama pojechała w podróż... - na chwilę zamilkła. To była najdłuższa chwila na świecie. - W podróż do nieba.
- To dlaczego jesteś taka smutna?
- Bo to długa podróż, a ja będę za nią bardzo tęsknić - uśmiechnęła się przez spływające po jej policzkach łzy.
- Nie okłamuj jej, ona nie żyje - burknąłem.
- To prawda? - pisnęła Nancy.
- Tak - odpowiedziała po dłuższym czasie. - Ale obiecuje, że jeszcze kiedyś się z nią spotkamy. I pamiętaj, że ona zawsze będzie tutaj - wskazała na klatkę piersiową w okolicach, gdzie znajdowało się serce. - W twoim serduszku - wytarła łzę zalegającą na jej policzku. - Będzie o nas pamiętać niezależnie od tego jaki mamy dzień i jak się czujemy. Odchodząc od nas stała się naszym aniołem stróżem. Już nigdy nie stanie nam się nic złego, bo ona będzie nad nami czuwać - uśmiechnęła się lekko. - Chodźmy już do domu.
- Chyba nie macie zamiaru wracać do pustego mieszkania?
Nawet nie powinna o tym myśleć. Wiedziałem, że nie poradziłaby sobie ze swoją siostrą. Była na to zbyt załamana, widziałem to w jej oczach.
- W sumie, nie - wymamrotała i obie powędrowały w moją stronę. - Dobrze, że mamy ciebie.
- Od teraz mieszkacie u mnie - oznajmiłem pewnym siebie tonem.
- Przemyślałeś to? Możesz tego żałować - na jej twarz wkradł się delikatny uśmiech, Byłem dumny z tego, że byłem powodem przez, który się uśmiechała.
- Nawet jeśli, zaryzykuje - zaśmiałem się. - Idź się położyć, pewnie długo nie spałaś - powiedziałem prowadząc ją do sypialni.
- Kilka długich i męczących dni - wymamrotała.
Położyła się na łóżku nie dbając o to aby się rozebrać. Myślę, że i to odebrałoby jej zbyt dużo energii. Musiała odreagować cały stres, a co lepiej nie działa na stres jak sen?
- To był najgorszy okres w całym moim życiu, ale cieszę się, że już jest za mną. Prawie... - mruknęła.
- Dobranoc - uśmiechnąłem się pod nosem.
___________________________________
Przepraszam za ten jakże krótki rozdział. Mam nadzieję, że chociaż w 1% ten rozdział był dla was wzruszający.
Widziałam, że pod poprzednim rozdziałem pisałyście swoje domysły co będzie dalej iii... okazały się bardzo trafne! Brawo:)
To co? Zaszczycicie mnie swoim komentarzem? :D
- To nowotwór złośliwy z przerzutami na mózg, Niall. Na to już nie ma ratunku...
- Dość! - krzyknąłem w telefon i w tym samym momencie się rozłączyłem.
Przetarłem twarz dłońmi i cicho westchnąłem. Byłem bezsilny i na dodatek sam z tym wszystkim.
- Co się stało? - pisnęła Nancy. Jej twarz nie była wesoła tak jak zwykle. Ona o niczym nie wiedziała, ale miałem wrażenie, że wie, iż dzieje się coś złego.
- Nie, mała - odparłem przybierając na twarz sztuczny uśmiech. Wziąłem ją do siebie na kolana i z całych sił opatuliłem ramionami. - O nic nie musisz się martwić. Będzie dobrze, zobaczysz.
- Obiecujesz? - wlepiła swoje dziecięce, ale mimo to intensywne spojrzenie, w moje oczy.
- Obiecuję - po raz kolejny wymusiłem uśmiech.
- Myślisz, że Cassie kiedyś wróci? - spytała Nancy spoglądając za okno i wypatrując swojej siostry.
- Co ty pleciesz? Oczywiście, że wróci - odparłem z stoickim spokojem, choć w środku krzyczałem o pomoc w tym trudnym pytaniu.
Nie miałem pewności. Moje myśli wypełniał niepokój. Nie mogłem jej gwarantować, że na pewno Cass wróci. Szczerze mówiąc to sam już wątpiłem w jej cudowny powrót. Rozumiałem wszystko, rozumiałem, że to było trudne, być może zbyt trudne na jej wrażliwe serce, ale pomógłbym jej... Tak mi się wydawało.
- Boje się o nią - westchnęła z utęsknieniem wpatrując się w pustą przestrzeń za oknem.
- Nie mamrocz tak pod nosem i chodź oglądać Spongeboba - zaśmiałem się ukrywając wszystkie złe emocje w sobie. Tak jak Libby, gdy ją widziałem.
- To Cassie! - pisnęła energicznie podskakując w miejscu.
- Spongebob to Cassie?
- Nie! - wykrzyknęła. - Cassie wysiada z samochodu! - jej entuzjazm wcale nie przeszedł na mnie.
- Nie pędź tak! - zganiłem ją, gdy biegła do frontowych drzwi. - Chyba nie chcesz być bezzębna? - Otworzyłem powoli drzwi. Nancy pędem wybiegła z domu do brunetki, która powoli szła w naszą stronę. Ja nie zamierzałem się ruszać. Zostałem w progu drzwi aby przyjrzeć się całej sytuacji.
Dziewczynka rzuciła się na niebieskooką dziewczynę, która zatopiła ją w uścisku. Ob kręciły się kilka razy wokół własnej osi i kucnęły wciąż się przytulając.
- Tak bardzo tęskniłam, siostrzyczko - odezwała się brunetka głaszcząc małą po włosach.
- Ja bardziej! Dlaczego tak długo cię nie było?
- Miałam wiele spraw do załatwienia. To jest związane z naszą mamą.
Choć dziewczyny stały naprawdę daleko widziałem dokładnie całą twarz brunetki. Dokładnie taka, jaka była, gdy opuszczała mój dom ostatnim razem. A nawet gorsza. Jej piękno wyparowało wraz z tryskającą energią, szczęściem i zapałem do pracy. To wszystko zniknęło. Patrzyłem na nią ze smutkiem. Zastanawiało mnie, czy to jeszcze będzie ta sama Cassie? Czy wciąż będzie tą zarozumiałą, ale cudowną dziewczyną? Chciałem żeby tak było, ale widząc jej smutny wyraz twarzy i łzy w oczach, wątpiłem.
- Co z mamą? Gdzie ona jest? Przyjechała z tobą? - Nancy zasypała swoją siostrę pytaniami. Czułem, że dla Cass to za dużo. Pytania przykryły ją niczym tafla wody, tonęła. Widziałem jak szukała pomocy w moich oczach. Niestety nie odnalazła jej. Nie potrafiłem jej pomóc, musiała sama uporać się ze swoimi problemami, lecz w głębi duszy czułem, że to również po części moje problemy. Byłem z nimi związany jakąś nicią, która mocno nas oplatała.
- Nie. Bo widzisz... - westchnęła. - Mama pojechała w podróż... - na chwilę zamilkła. To była najdłuższa chwila na świecie. - W podróż do nieba.
- To dlaczego jesteś taka smutna?
- Bo to długa podróż, a ja będę za nią bardzo tęsknić - uśmiechnęła się przez spływające po jej policzkach łzy.
- Nie okłamuj jej, ona nie żyje - burknąłem.
- To prawda? - pisnęła Nancy.
- Tak - odpowiedziała po dłuższym czasie. - Ale obiecuje, że jeszcze kiedyś się z nią spotkamy. I pamiętaj, że ona zawsze będzie tutaj - wskazała na klatkę piersiową w okolicach, gdzie znajdowało się serce. - W twoim serduszku - wytarła łzę zalegającą na jej policzku. - Będzie o nas pamiętać niezależnie od tego jaki mamy dzień i jak się czujemy. Odchodząc od nas stała się naszym aniołem stróżem. Już nigdy nie stanie nam się nic złego, bo ona będzie nad nami czuwać - uśmiechnęła się lekko. - Chodźmy już do domu.
- Chyba nie macie zamiaru wracać do pustego mieszkania?
Nawet nie powinna o tym myśleć. Wiedziałem, że nie poradziłaby sobie ze swoją siostrą. Była na to zbyt załamana, widziałem to w jej oczach.
- W sumie, nie - wymamrotała i obie powędrowały w moją stronę. - Dobrze, że mamy ciebie.
- Od teraz mieszkacie u mnie - oznajmiłem pewnym siebie tonem.
- Przemyślałeś to? Możesz tego żałować - na jej twarz wkradł się delikatny uśmiech, Byłem dumny z tego, że byłem powodem przez, który się uśmiechała.
- Nawet jeśli, zaryzykuje - zaśmiałem się. - Idź się położyć, pewnie długo nie spałaś - powiedziałem prowadząc ją do sypialni.
- Kilka długich i męczących dni - wymamrotała.
Położyła się na łóżku nie dbając o to aby się rozebrać. Myślę, że i to odebrałoby jej zbyt dużo energii. Musiała odreagować cały stres, a co lepiej nie działa na stres jak sen?
- To był najgorszy okres w całym moim życiu, ale cieszę się, że już jest za mną. Prawie... - mruknęła.
- Dobranoc - uśmiechnąłem się pod nosem.
___________________________________
Przepraszam za ten jakże krótki rozdział. Mam nadzieję, że chociaż w 1% ten rozdział był dla was wzruszający.
Widziałam, że pod poprzednim rozdziałem pisałyście swoje domysły co będzie dalej iii... okazały się bardzo trafne! Brawo:)
To co? Zaszczycicie mnie swoim komentarzem? :D
:'( czekam na next, świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńGabi
Jak już pisałam proszę spraw aby teraz było tylko lepiej żeby Niall pomagał Cassie a ona pomagała jemu.By Niall w końcu wstał w magiczny sposób z wózka.Proszę daj szybko jest.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam życzę weny Zuzia M.
Wspaniały rozdział *.* I wzruszający.
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że Cassie nie wróci i zostawi Go. Ale dobrze, że jednak powróciła. Mam nadzieję, że dojdzie do siebie, a Niall kiedyś wstanie z wózka.
Świetnie piszesz ;)
Czekam na nexy i weny życzę ;)
http://mojeniepenosci.blogspot.com/
Juz się bałam że Cassie popełniła samobójstwo *.*
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że niedługo relacja Nialla i Cassie się trochę .. bardzo ociepli :D No i oczywiście, że Horan wstanie z wózka. Rozdział MEGA i już nie mogę doczekać sie kolejnych.. Masz talent!
~Gabi
Rozdział jest wspaniały, tak samo jak całe to opowiadanie. Bardo bym chciała aby Niall zabrał ją na wspaniałą randkę, zrobił jej niespodziankę i wstał z wózka i zatańczyły z nią pod gwiazdami. Oraz pocałował ją podczas deszczu. Ale się rozmarzyłam. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Rzyczę weny.
OdpowiedzUsuń