sobota, 19 września 2015

Rozdział 10 - Niewinny pocałunek

 - Przydałoby się kupić tutaj jakiś ładny kwiat, tak tutaj smutno - rzekła z kamienną twarzą Cassie. 
 Tak było już od kilku dni. Wciąż tylko spała, a gdy tego nie robiła siedziała tępo wgapiając się w ścianę. Wspominała również jak bardzo życie jest niesprawiedliwe. Prowadziła monologi, opowiadając sobie, że być może na to zasłużyła. Każde wypowiedziane przeze mnie słowo wywoływało u niej napływ wspomnień. Płakała, cały czas... Wszystko wokół było dla niej biało-czarne, a dni (mimo, że świeciło słońce) były szare i ponure.
 - Wszystko dla ciebie jest smutne - burknąłem.
 - Uwierz, chcę widzieć we wszystkim pozytywy... - pisnęła cieniutkim głosem.
 - Chcieć nie znaczy móc - odparłem. - Pojedziemy do sklepu i kupimy jakieś kwiaty, jeśli to cię rozchmurzy - powiedziałem cicho. Dziewczyna kiwnęła głową. - Nancy, zbieramy się. Jedziemy do sklepu! - zawołałem dziewczynkę.
 - Kupić zabawki? - zachichotała wesoło.
 Niestety musiałem zniszczyć jej dobry humor, gdyż nie jechaliśmy do sklepu z zabawkami, szczerze mówiąc wolałbym tam się udać.
 - Nie tym razem, maleńka - uśmiechnąłem się lekko. - Jedziemy po kwiaty - spojrzałem na Cassie, która swoim nieobecnym wzrokiem znów błądziła po białych ścianach salonu. - Twoja siostra nie za dobrze czuje się w tym otoczeniu - wyszeptałem i wskazałem na brunetkę. Dziewczynka przytaknęła, choć wiedziałem, że nie wie nawet co znaczy "otoczenie".
 Zauważyłem, że Cass coraz bardziej swoim zachowaniem przypominała wariatkę. Może dlatego wciąż pragnąłem przy niej być, pilnować jej aby nie zrobiła żadnego głupstwa, którego mogłaby później żałować. Musiałem być czujny, czasem miałem wrażenie, że wkrótce może wydarzyć się coś niespodziewanego, coś złego, bardzo złego...
 Zawołałem Cassie i razem udaliśmy się na podwórze, gdzie stał jeden z moim ulubionych samochodów. Brunetka stanęła przy nim oczekując aż go otworze, ale to nie nastąpiło.
 - Nie mam mowy - rzekłem. - Nie pojedziesz samochodem.
 - Dlaczego? - spytała zdziwiona.
 - Nie dam ci prowadzić w takim stanie.
 - Czuje się dobrze, nie mam pojęcia o co ci chodzi - upierała się.
 - Nie ukrywajmy tego, jest z tobą źle. Wciąż gapisz się na ściany, nic nie mówisz, nie jesz, ciągle śpisz. Tak nie zachowuje się normalny człowiek. Obawiam się, że masz depresję...
 - Słucham?! - prawie wrzasnęła. - Nie będziesz wmawiał mi, że mam depresje! Jestem całkiem zdrowa!
  - Od tamtego zdarzenia...
 - Skończ - przerwała mi. - Proszę, zadzwoń po taksówkę - powiedziała słabym głosem.
 - Robię to dla twojego dobra, martwię się o ciebie - rzekłem spokojnie.
 - Nie wierzę ci. Zayn mówił, że nigdy o nikogo się nie troszczyłeś, dlaczego ze mną miałoby być inaczej?
 - Och! Nie wierz w to co mówił Zayn, to zakłamany idiota!
 - Jest moim przyjacielem, ufam mu - pisnęła.
 - Niewiele o nim wiesz - zaśmiałem się, choć to wcale nie było zabawne. - Zostawmy ten temat, proszę - jęknąłem.
 Wybrałem numer taksówki, która chwilę później stanęła przed nami. Cassie podała adres i niedługo potem znaleźliśmy się pod wielkim sklepem ogrodniczym. Weszliśmy przez oszklone drzwi i znaleźliśmy dział, w którym mogliśmy kupić upragnionego kwiatka.
 - Te fioletowe Orchidee idealnie zamaskują pustkę w twoim domu - odparła bez emocji, jakby wybierała je na siłę, a przecież nikt jej do niczego nie zmuszał.
 - Mój dom nie jest pusty - mruknąłem pod nosem. Dziewczyna spojrzała na mnie dziwnie.
 - Owszem, jest - odparła tupiąc nogą. Nie chciałem się z nią dalej kłócić i tak bym przegrał. - A może jednak zwykłe białe będą bardziej pasowały? - spytała sama siebie. Prychnąłem pod nosem.
 Rozejrzałem się wokoło, ale nigdzie nie zauważyłem Nancy.
 - Widziałaś, gdzieś Nancy?
 - Co mówiłeś? Nie usłyszałam - powiedziała dziewczyna czytając jakieś informacje o storczykach.
 - Wiesz może, gdzie jest Nancy?
 - Pewnie gdzieś tutaj biega - powiedziała spokojnie, nie odrywając się od wykonywanej czynności.
 - Nie, nie ma jej tutaj.
 - Nie rób sobie ze mnie żartów - warknęła. Spojrzała na mnie. Wzrokiem zbadała także cały teren wokół nas, gdzie niestety nie było dziewczynki. Kolejne kilka razy obejrzała wszystko wokół bardzo niespokojnie. Ręce zaczęły jej drżeć, już wtedy wiedziałem, że jest źle. - Nancy?! Nancy, gdzie jesteś?! - wykrzyczała, gdy wciąż nie zauważyła małej brunetki. - Nancy, nie bawimy się w chowanego! Wyjdź, proszę! - krzyknęła brunetka zanosząc się łzami.
 - Uspokój się - mruknąłem, gdy zauważyłem kropelki łez na jej policzkach. - Znajdzie się.
 - A co jeśli nie? - załkała.
 - To tylko sklep - moje próby uspokojenia brunetki okazały się być daremne. Łzy ciekły strumykami po jej twarzy.
 - To nie jest twoja siostra! - te słowa bardzo mnie zraniły, nawet nie wiedziała jak bardzo. Jedyne co zrobiłem po wypowiedzeniu tych nieprzyjemnych słów, to ukryłem ból w sercu. - Nancy, kochanie, gdzie jesteś?! - szlochała biegając po całym sklepie w tę i z powrotem. Niestety nigdzie nie było dziewczynki. - Pomóż mi! - ryknęła wrzynając we mnie swoje zaczerwienione oczy. Zgromiłem ją spojrzeniem i wolnym tempem pojechałem poszukać zguby. Z każdą minutą, w której przemierzałem wszystkie działy sklepu, coraz bardziej ogarniał mnie niepokój. Nigdzie nie było tej małej uśmiechniętej buźki.
 Pomyślałem wtedy, że jeśli chcę wiedzieć, gdzie jest Nancy muszę myśleć jak dziecko.
 Starałem się, naprawdę się starałem, ale nic nie przychodziło mi na myśl. Nie potrafiłem wczuć się w czyjąś sytuację... Może właśnie dlatego tak często nie rozumiałem Cassie?
 Wtem, dostałem jakby olśnienia! Jakby Zeus walnął mnie piorunem! Plac zabaw! Mały plac zabaw, który znajdował się obok marketu. Przejeżdżaliśmy obok niego! Nie mogłem wcześniej o tym pomyśleć?
 Pędem udałem się w stronę odosobnionego miejsca dla dzieci. Gdy tam dotarłem ulga zawładnęła moim umysłem. Była tam. Bawiła się w piaskownicy z innymi dzieciakami. Nim zdążyłem się do niej zbliżyć Cassie już tam pobiegła. Pomknęła niczym strzała, aż się za nią kurzyło.
 - Nancy, dziecko, nic ci nie jest? - spytała się nerwowo nią potrząsając. - Nie rób tego więcej, rozumiesz? Nie mogę cię stracić. Jesteś najważniejsza w moim życiu. Potrzebuje cię, rozumiesz? - dziewczynka była zdezorientowana. Nie wiedziała co się dzieje, gdy słona ciecz Cass robiła mokre plamy na jej bluzeczce. Była dzieckiem, nie rozumiała niczego.
 - Może już pojedziemy? - spytałem. Widziałem, że Cassie była wykończona. I znów ten nieprzyjemny widok, jej oczy przekrwione, opuchnięte i zapłakane. Nienawidziłem go.
  - Chyba tak - powiedziała niemrawo.


 Była noc, chyba każdy wie, że to najlepsza pora na rozmyślanie. Mnie od dłuższego czasu nurtowało jedno bardzo ważne pytanie. W końcu nie wytrzymałem...
 - Dlaczego Nancy cały czas z tobą jest? Nie potrzeba żadnych rozpraw?  - dziewczyna uniosła leniwie głowę znad kubka gorącej czekolady i wbiła we mnie zaciekawione spojrzenie. - Przepraszam za moją bezpośredniość, ale nie mogłem się powstrzymać.
  Dziewczyna poprawiła się na swoim siedzeniu, jakby przygotowywała przemowę.
- Jestem prawnym opiekunem Nancy od dwóch lat - uśmiechnęła się słabo. - Mama zawsze wolała dmuchać na zimne. Wiedziała, że... - głos jej się załamał. Zatrzymała w oczach łzy i upiła łyka ciepłego napoju. - ... że to kiedyś się stanie. Nie chciała żeby Nancy poszła do rodziny zastępczej. A na ojca nie ma co liczyć.
 - A gdzie on jest? - spytałem.
 Nigdy przedtem nic o nim nie słyszałem. Cassie wciąż wspominała tylko o Libby, a o ich ojcu nie wiedziałem nic.
 - Za dużo by opowiadać... - westchnęła.
 - Mam czas - uśmiechnąłem się niemrawo, gdyż wiedziałem, że to będzie dla brunetki kolejne wyzwanie kolejne ciężkie chwile.
 - On po prostu nas zostawił - wzruszyła ramionami. - Nancy miała wtedy może jakieś trzy latka. Nawet go nie znała! - uniosła się. - Za to ja znam i żałuje tego. Wolałabym żeby w ogóle nie istniał.
 - Miał jakiś powód żeby was zostawić?
 - Zdradził mamę - odparła spokojnie. - Wyjechał za granice i żyje tam sobie ze swoją nową rodzinką. Chciałabym żeby kiedykolwiek kochał nas tak jak ich kocha.
 - Może to robi.
 - Żartujesz sobie? - roześmiała się gorzko. - To nie możliwe, gdyby tak było wróciłby do nas. Jedyne co robi to płaci alimenty na Nancy. Pewnie nawet nie wie, o tym, że jego była żona nie żyje.
 - Rozumiem - uśmiechnąłem się niewidocznie.
 - Nic nie rozumiesz. Dopiero osoba, która to przeżyła może to zrozumieć.
 - Uwierz mi, wiem co przeżywasz - odparłem na co dziewczyna wbiła we mnie zdziwione spojrzenie.
 - Nie mogę zasnąć - usłyszałem cieniutki głosik za swoimi plecami. Stała tam maleńka postać, która powoli wyłaniała się z ciemności . W rękach mocno ściskała pluszowego misia, a jej zaspane oczy czujnie nas obserwowały.
 - Chyba otworzymy klub nocnych marków - zaśmiałem się. - Chodź mała - otwarłem ramiona aby dziewczynka mogła wskoczyć na moje kolana i zagłębić się w uścisku.
 - Ja za to chyba spróbuje zasnąć - ziewnęła i oddaliła się do drzwi którejś z wielu sypialni.
 Spojrzałem na małą brunetkę siedzącą na moich kolanach. Była smutna, jej twarzyczkę przepełniały złe emocje, których do teraz nie mogę opisać.
 - Ej, co jest? - szturchnąłem ją lekko. Dziewczynka spojrzała na mnie błyszczącymi oczami.
 - Cassie mówiła, że nasza mama jest teraz naszym aniołem stróżem... - pisnęła i mocniej ścisnęła misia.
 - To prawda - powiedziałem prędko. - Mówiła również, że zawsze będzie was pilnować i to także jest prawdą - uśmiechnąłem się lekko, ale maleńka istota siedząca na moich kolanach nie odwzajemniła tego gestu. Przetarła zaspane powieki i wbiła we mnie wzrok.
 - To dlaczego pozwala żeby Cass wciąż była smutna?
 Jej pytanie dało mi liścia prosto w twarz. Kompletnie nie wiedziałem co jej odpowiedzieć. Jak taka młoda dziewczynka mogła zadawać mi takie trudne pytania? Na to nie było odpowiedzi.
 - Nie wiem - odparłem. Dziewczynka wykrzywiła twarz w grymasie. - Ale wiem, że to na pewno się zmieni.
 - Skąd? - pisnęła zdziwiona na co od razu się zaśmiałem.
 - Czuje to tutaj - wskazałem na swoją klatkę piersiową.
 Dziewczynka uśmiechnęła się po czym ziewnęła.
 - Pora spać - ogłosiłem.
 - Ale ja nie jestem śpiąca! Mogę skakać i tańczyć - powiedziała sennie na co tylko się uśmiechnąłem.
 - Nie ma mowy, śpiąca królewno. Idziemy lulu pa pa - dziewczynka dłużej się nie opierała. Pojechaliśmy do jednego z pokoi i położyłem brunetkę na łóżko. Przykryłem ją kołdrą i ucałowałem w czoło, już miałem odjeżdżać, gdy zatrzymał mnie jej cichutki głos:
 - Niall..
 - Tak?
 - Możesz mi coś obiecać? - spytała lekko otwierając powieki i spoglądając w moją stronę.
 - Co tylko zechcesz - zapewniłem ją.
 - Obiecasz, że już zawsze będziesz z nami?
 - Obiecuje - rzekłem. - A teraz dobranoc.
 - Branoc Niall.


   - Miłość rozwiązuje wszystkie problemy - usłyszeliśmy głos aktora w jakimś filmie, którego nazwę zapomniałem.
 - Nie moje - prychnęła Cassie siedząca obok mnie.
 - A może jednak... - zacząłem, ale nie dane było mi skończyć.
 - Zaraz cię pacnę, Nial - zagroziła. Zrobiłem zdziwioną minę. - Nie zaczynaj tych trudnych tematów, okej?
 - Wybacz - szepnąłem. - Ale to chyba dobrze, że chce się o tobie więcej dowiedzieć, nie?
 - Nie, Nialler, wydaje mi się, że chcesz mnie tylko wciągnąć do głębszego dołka niż jestem teraz.
 - Naprawdę tak to odbierasz?
 - Trochę - zawahała się przegryzając subtelnie dolną wargę.
 - A jak odbierasz to? - to była chwila, nawet nie przemyślałem swoich działań, przysunąłem się do niej bliżej i łapczywie wbiłem się w jej usta. Ona nie przerwała pocałunku, dopasowała się do ruchu moich warg.
 Nie wiedziałem dlaczego to robiłem, nie wiedziałem również dlaczego ONA to robiła. Przecież całowała kalekę! Czy zdawała sobie z tego sprawę? A może po prostu nie chciała mnie odrzucić?
  Kątem oka zauważyłem jak uśmiecha się w moje usta. Założyła dłonie na moje policzki i pogłębiła pocałunek. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałem w jej piękne, niebieskie oczy, które same w sobie emanowały uśmiechem.
 Wtedy byłem już pewny, że Cassie od dawna nie była tylko moją opiekunką.
_______________________________________
Czy zwykłe "przepraszam, że ten rozdział jest do dupy" wystarczy? Gdy go pisałam byłam chora więc mózg mi nie pracował (czy on kiedykolwiek to robił?).
 Tak a pro po, ktoś ostatnio pisał w komentarzu, że shipuje Nialla i Cassie. A więc jakie byłoby imię shiperskie dla tej cudownej pary? Jak myślicie? Call? Niassie? Piszcie swoje propozycje w komentarzach:)

7 komentarzy

  1. Tak! Niassie jest świetna! <3

    Co do rozdziału, to jest cudowny i nawet nie mów, że nie! Znalazłam to opowiadanie już dawno, ale jakoś nie miałam czasu, żeby zabrać się za jego czytanie i to był mój błąd, bo ta historia jest niesamowita.

    Tylko, jak dobrze pamiętam, Cassie miała pomagać Niallowi w ćwiczeniach, a tym czasem użala się nad sobą, co jest, szczerze mówiąc, denerwujące. bo ja rozumiem, że śmierć bliskiej osoby jest trudna i cholernie ciężko się z tym uporać. Ale on stracił nogi, a w końcu ona miała pomóc mu w tym.

    Just sayin xx

    Muffy, http://girl-alimghty.blogspot.com/
    Xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rozpisując się :
    Rozdział zajebisty i nie mogę się doczekać Nextaa :)
    PS taaaaak Niassie!!! ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzisiaj zaczelam czytac tego fanfictiona i jest super czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  4. Niassie ♥♥ ale czad nareszcie się pocałowali czekam na next
    Gabrysia :*

    OdpowiedzUsuń
  5. " Przepraszam, że ten rozdział jest do dupy" ????? Wcale nie!!!, jest to jeden z najlepszych rozdziałów. Nareszcie się po pocałowali, już myślałam że się to nigdy nie stanie. Nie mogę się już doczekać nexta. Niassie , strasznie mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  6. fuckfuckfuck
    gdzie kolejny rozdział?
    i kolejny..?
    i kolejny?!
    kocham "Cripple", dawaj nexta szybko! To cudowny rozdział, a spróbuj mi jeszcze raz powiedzieć coś złego o tym ff! T^T
    Niassie! Ja shippuję Niassie <3 ♥

    OdpowiedzUsuń

To co? Bijemy rekord komentarzy?:)