sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 7 - Niespodzianka



 Siedzieliśmy jak normalni ludzie w nudny dzień. We dwójkę, co zdarzało się rzadko, gdyż zazwyczaj towarzyszyła nam roześmiana twarzyczka Nancy. To był wyjątkowo pochmurny i brzydki dzień, a na dodatek w telewizji (która stanowiła naszą główną rozrywkę) nie było nic co mogłoby nadawać się do oglądania.
 Cassie trzymała w ręku pilot i znudzona przełączała kanały w telewizji tak jak leciały. W końcu na jakimś zatrzymała swój wzrok dłużej. Trafiło na golf. Byłem nie mało zaskoczony.
 - Co za ekscytujący sport! - powiedziała z zachwytem poprawiając się na miejscu.
 - Tak sądzisz? - spytałem zaciekawiony. Pierwszy raz słyszałem takie słowa z ust dziewczyny.
 - Oczywiście, że nie! - prychnęła. - To nudne jak flaki z olejem!
 W pomieszczeniu zapanowała cisza. Cisza ta, była tak irytująca i niechciana, że sam miałem jej dość. Kątem oka widziałem jej zakłopotanie. Starała się coś powiedzieć, ale wciąż słowa nie przechodziły jej przez gardło.
 - Grałeś? - spytała w końcu.
 - Cóż-tak - odparłem niechętnie.
 - Kuźwa - jęknęła zażenowana. - Ale ze mnie tępa dzida - zaśmiała się sama z siebie.
 - Trochę...
 - Trochę bardzo! - roześmiała się. Spojrzała mi w oczy. Ugh, te jej śliczne, niebieskie oczy! Jak ja chciałem żeby one tak na mnie nie działały. Ale robiły to! Z każdą chwilą zatracałem się w nich coraz bardziej, a Cassie najwyraźniej nie chciała przerwać naszego kontaktu wzrokowego, który z czasem stawał się jeszcze bardziej zachłanny.
 Postanowiłem jednak spuścić wzrok. Spojrzałem na jej wargi. Oblizała je.
Oblizała je.
Oblizała je.
Oblizała wargi.
Oblizała pieprzone wargi!
Czy ona wiedziała co zrobiła i jak to na mnie działa? Modliłem się duchu żeby jednak nie wiedziała bo mogła to w każdej chwili perfidnie wykorzystać, a tego nie chciałem.
***
 - Muszę do toalety, przez całą drogę wstrzymywałam! - jęknęła Cassie władowując się do mojego domu i jak strzała czmychnęła w stronę toalety.
 - Cass ma dzisiaj swój własny dzień! - szepnęła entuzjastycznie Nancy, gdy jej siostra była już po za zasięgiem słuchu.
 Kompletnie nie wiedziałem co to znaczy "mieć swój własny dzień". Przez chwilę pomyślałem, że jej się coś pomyliło i, że moja opiekunka ma "te trudne dni", a nie wiem czy byłbym na to gotów.
 - Dlaczego szepczemy? - spytałem równie cichutko jak ona to robiła.
 - Bo trzeba jej zrobić niespodziankę! - zachichotała wesoło.
 Niespodziankę?
 - To co to jest "własny dzień"? - spytałem dalej nie wiedząc o co chodzi dziewczynce.
  - Urodziny - wyjawiła mi w sekrecie i jakby wszystko stało się jasne. - Mama mówi, że to wyjątkowy dzień.
  - I ma rację - uśmiechnąłem się.
 - Ale Cassie o nim nie pamięta - powiedziała smutno.
 - Skoro nie pamięta to trzeba jej przypomnieć - uśmiechnąłem się w głowie obmyślając plan na urodzinowy prezent.
 Po chwili dołączyła do nas i Cass.
 - Dlaczego się tak uśmiechacie? - spytała podejrzliwie. Szturchnąłem lekko Nancy w ramię, bo wydawało się jakby zaraz miała się roześmiać.
 - Po prostu - odparłem spokojnie.


 Zamknąłem się w łazience. Upewniłem się, że drzwi są szczelne i wybrałem numer do Dakoty. Odebrała po pierwszym sygnale.
 - Halo? - spytała dziwnym głosem. Byłem przekonany, że miała pełną buzię, ponieważ coś przeżuwała. I gdzie ona chowała te kalorie?
 - Odłóż jedzenie, gdy ze mną rozmawiasz - warknąłem cicho, ale tak naprawdę chciało mi się śmiać.
 - Chwila - powiedziała i nastał moment ciszy, której przerywało tylko ciche mlaskanie i odgłos przełykania. - Już - oświadczyła. - Co się stało? - spytała zaciekawiona.
 - Znasz się może na tych takich...?
 - Na jakich takich?
 - Ugh! No, na sukienkach! Cassie ma dzisiaj urodziny i...
 - Jesteście razem?! - spytała, a raczej wykrzyczała entuzjastycznie. - Jeśli tak to masz moje błogosławieństwo.
 - Co?! Nie! - zaprzeczyłem od razu.
 Że niby ja i ona? To przecież było nie do pomyślenia.
 - Szkoda, bylibyście słodką parą - jęknęła z zawodem.
 - Nawet tak nie mów! Przecież wiesz, że ja się nie zakochuje - wyjaśniłem zmęczony.
 - Już dobrze, dobrze. A więc, jeszcze raz, o co chodzi?
 - Znasz się na ładnych sukienkach?
 - Jak nikt inny - zapewniła bez zawahania.
 - Chcę abyś wybrała jedną dla niej.
 - Może być od Dolce Gabbana? - pisnęła uradowana.
 - Może być nawet od samego prezydenta, tylko musi zachwycać - powiedziałem. - Zarezerwuj także stolik w tej mojej ulubionej restauracji. Niech podadzą tort! - wykrzyknąłem dumny ze swojego pomysłu. - Niech będzie wielki i czekoladowy! - zachichotałem pod nosem niczym małe dziecko. - Zapłać im z góry.
 - Niall, mogę o coś zapytać? - jej słowa powstrzymały mnie od rozłączenia się.
 - Jasne, wal śmiało.
 - Dlaczego tak się dla niej starasz?
 - Nancy mnie poprosiła - skłamałem wyciszonym głosem.
 - Głupia wymówka - stwierdziła.
 Zaśmiałem się i rozłączyłem. Wróciłem do salonu i zbliżyłem się do Nancy.
 - Już wszystko załatwiłem, co do naszej niespodzianki - szepnąłem jej na uszko na co zachichotała. - Ale musisz być cicho i nic jej nie zdradzić, bo inaczej to nie będzie niespodzianka - rzekłem cicho i przyłożyłem palec do ust. - Cicho sza...
 - Możecie być ciszej? Znowu nie skupiacie się na tym cudownym filmie - westchnęła. - A przecież Leonardo jest tutaj taki piękny.
 - Wydaje mi się, że jestem przystojniejszy od niego - powiedziałem poważnie na co dziewczyna zgromiła mnie wzrokiem.
 - Musisz popracować nad skromnością - odparła i znów wlepiła wzrok w telewizor.


 - Gdzie mamy zamiar jechać? - spytała Cassie, gdy zakładała buty swojej siostrze.
 - Dakota nie dała mi do podpisania jednej umowy... Sama rozumiesz - skłamałem pewnie i uśmiechnąłem się lekko. Tak, uśmiech podstawą zaufania! Nie odezwała się, tylko od razu wyszła i wsiadła do zamówionej przeze mnie taksówki. Również to zrobiłem, a taksówkarz od razu włożył wózek do bagażnika.
 - Gdzie jedziemy? - spytał się mnie taksówkarz, na co ja nic nie mówiąc podałem mu kartkę, na której było wyraźnie napisane dokąd zmierzamy. Taksówkarz uśmiechnął się do siebie i zaczął jechać w wyznaczonym kierunku.
 - Dlaczego nie jedziemy autem? - widziałem w lusterku jak zadarła pytająco brwi. Długo się zbierałem żeby wymyślić odpowiednią wymówkę, więc po prostu nic nie mówiłem i udawałem, że jej nie słyszałem. - Słyszałeś moje pytanie?
 - Nie, możesz je powtórzyć? - powiedziałem obojętnie jakby nie interesowało mnie to co do mnie mówi. W głębi dyszy tak nie było. Bałem się, że wszystko wyjdzie na jaw, a cała niespodzianka pójdzie w łeb. Przecież w każdym momencie mogła się domyślić albo taksówkarz lub Nancy mogli się wygadać. Chociaż obydwoje niewiele wiedzieli.
 - Dlaczego jedziemy TAKSÓWKĄ, a nie AUTEM? - powtórzyła naciskając na pojedyncze słowa.
 - Ponieważ moje samochody strasznie dużo palą. Trzeba oszczędzać pieniądze - uśmiechnąłem się do siebie, gdyż kłamanie szło mi całkiem dobrze. Nigdy nawet nie pomyślałem żeby oszczędzać pieniądze, a co dopiero na autach. To absurd!
 - Jesteś niewyobrażalnie bogaty - prychnęła.
 - A po za tym nie chciałem cię wykorzystywać.
 - Jeżdżenie Bentleyem nazywasz wykorzystywaniem? - zapytała ironicznie. - Śmieszny jesteś.
 - I niech pan zrozumie kobiety - westchnąłem zwracając się do taksówkarza, na co tylko uśmiechnął się pod nosem. - No nie da się, po prostu nie da.


 Powoli zbliżaliśmy się do miejsca. Już z daleka było widać puste pola i pełno zieleni. Tak, to było to co kochałem najbardziej. Spojrzałem na tylne siedzenia. Cassie miała zamknięte oczy, zasnęła. Nie dziwiłem się jej, była zmęczona chorobą swojej matki, a do tego jeszcze musiała pracować... no i zapomniała o własnych urodzinach. Jak można o nich zapomnieć?! Ja nigdy tego nie zrobiłem, zazwyczaj siedziałem wtedy w pracy do późna, a potem, gdy przychodziłem do domu upijałem się i nie przychodziłem na drugi dzień do firmy. No cóż, taki prezent. Dla każdego coś miłego. Lecz prawda była taka, że nikt o mnie nie pamiętał, oprócz Dakoty, która zawsze kupowała mi jakiś drobny upominek. To nie było nic drogiego (wiedziałem, że za bardzo jej nie stać), ale wiem, że było od serca i z tego cieszyłem się najbardziej.
  - Załóż jej to - podałem Nancy chustkę, którą miała przewiązać jej oczy. Dziewczynka posłusznie zrobiła to co jej rozkazałem.
 Taksówka gwałtownie zahamowała (tak jak prosiłem o to wcześniej), a brunetka wydała z siebie stłumiony pisk.
  - Gdzie jestem?! - spytała przelękniona. - Dlaczego tu jest tak ciemno?!
  - Spokojnie, jesteśmy tu - zaśmiałem się razem z Nancy.
 Wyszedłem z samochodu i usadziłem się na wcześniej postawiony przez taksówkarza wózek. Znalazłem się ob spanikowanej brunetki, której podałem dłoń żeby mogła bezpiecznie wyjść, mimo, że miała związane oczy.
 - Dlaczego mam związane oczy? - spytała ręką wyczuwając, że na jej twarzy znajduje się chustka.
 - To niespodzianka. Masz dzisiaj urodziny - uśmiechnąłem się pod nosem prowadząc za rękę i jednocześnie pilnując aby przypadkiem się nie wywróciła lub nie zdjęła opaski na oczach.
  - Co?! - spytała zaskoczona. Zatrzymała się na chwilę, wydawało się, że coś liczy, gdyż mocno się na tym skoncentrowała. - Faktycznie - mruknęła ledwo słyszalnie.
 - Ale tu pięknie! - pisnęła Nancy i pobiegła przede mnie.
 - Co jest takiego pięknego? - jęknęła zniecierpliwiona. - Chcę to zobaczyć.
 Postanowiłem nie trzymać jej więcej w niepewności. Odsłoniłem delikatnie chustę, a jej oczom pojawił się niesamowity widok. Wszędzie zielono, pełno pagórków kilka drzew i małe stawiki. Niedaleko nas ludzie wystrzeliwali małe białe piłeczki, których dźwięk odbijał się echem po całym otoczeniu. Gdzieś w oddali mogłem zobaczyć małe białe pojazdy, zwane Melexami.
Tak, zabrałem ją na pole golfowe.
 - Oh - wypuściła powietrze zgromadzone w płucach. Dokładnie takiej reakcji się spodziewałem.
- Zamierzam nauczyć cię grać - uśmiechnąłem się do niej.
 - To nie skończy się dobrze - pisnęła i zbadała wzrokiem cały obszar, który znajdował się przed nami.
 Chciałem za wszelką cenę przekonać ją do tego sportu. Chciałem pokazać, że nie był on tylko dla bogatych snobów (chociaż tak na prawdę był), ale kryje się w nim coś co może być fajne. Golf odprężał. Zawsze, gdy miałem gorszy dzień (więc często) przychodziłem tam i po prostu grałem. To działało na moje zszargane nerwy kojąco. A przecież kaleka nie może grać w golfa, więc miałem zamiar ukoić swoje nerwy, gdy robiła to Cassie.
 - Dasz radę - uśmiechnąłem się do niej w geście pocieszenia.
 Wypożyczyłem wszystkie niezbędne rzeczy, które były nam potrzebne do gry i zajechaliśmy Melexem na mój ulubiony teren. Byłem szczęśliwy, że mogłem tak wrócić nawet jako kaleka. Po prostu uwielbiałem te krajobrazy, które tam królowały. Były piękne!
 Dziewczyna spojrzała na mnie wyczekująco, ocknąłem się i chwilę zastanowiłem się od czego zacząć.
 Chciałem wszystkiego nauczyć ją sam. Może nie byłem tak profesjonalny jak tamtejsi trenerzy, ale przynajmniej coś potrafiłem. Dosyć często zdarzało mi się trafić w bajorko, ale nigdy się nie poddawałem. Byłem niepokonany.
 - Nancy, widzisz tego pana? - spytałem pokazując dziewczynce maleńką ubraną na biało postać, gdzieś w oddali. Dziewczynka energicznie przytaknęła. - To mój znajomy, na pewno znajdzie ci jakieś ciekawe zajęcie - uśmiechnąłem się, a mała brunetka pognała w wyznaczony przeze mnie kierunek.
 Nawet nie wiedziałem dlaczego chcę być z Cassie sam na sam. Zdaje mi się, że potrzebowałem czegoś w rodzaju... intymności? Nie wiem czy to odpowiednie określenie, ale tak czułem się zdecydowanie lepiej.
 - Wybierz kij - rozkazałem jej, a dziewczyna zaczęła przyglądać się kijom. - Polecam ten - podałem jej jeden z wielu. Dziewczyna przechwyciła go i przybrała dziwną postawę na co się zaśmiałem. - Trzymaj go oburącz - chwyciłem jej drobne dłonie i ułożyłem je odpowiednio na kiju golfowym. Brunetka spojrzała najpierw na nasze dłonie, a potem w moje oczy. Podtrzymałem jej wzrok, co było najgorszym pomysłem, bo potem nie mogłem się skoncentrować. Jej oczy hipnotyzowały, gdy tylko chciały.
 - Teraz ten... Yyyy - nie wiedziałem od czego zacząć. Spojrzałem w dół na jej stopy i przypomniałem sobie bardzo istotną rzecz. - Stań w lekkim rozkroku - poleciłem co od razu zrobiła. Jej kij poszybował do góry, a wszystkie mięśnie napięły się. - Przy uderzeniu lekko przekręć i podnieś piętę. Gotowa? - spytałem z uśmiechem.
 - Jak nigdy dotąd - zaśmiała się.
 - Więc na co czekasz? - dziewczyna słysząc moje słowa zamachnęła się i strzeliła prosto w białą piłeczkę, która poszybowała ku niebu spadając daleko od nas.
 - Wow! Świetnie jak na pierwszy raz - przyznałem z uznaniem. Byłem z niej dumny, wyszło jej to lepiej niż mi za pierwszym razem, ale nie chciałem jej tego mówić.
 - Dziękuje - szepnęła tylko.


 - Rezerwacja na nazwisko Horan - odezwałem się do kobiety stojącej za ladą restauracji. Blondynka zbadała mnie wzrokiem po czym podała numer stolika i uprzejmie poprosiła o wzięcie menu.
 - Jestem tak ogromnie wdzięczna za cały dzisiejszy dzień... - odezwała się Cassie zajmując swoje miejsce przy stoliku.
 - Jeszcze się nie skończył - uśmiechnąłem się lekko.
 - Wiem, ale już teraz chcę ci za niego podziękować... Właściwie to wam, bo podejrzewam, że ta mała cwaniara ci powiedziała - uszczypnęła swoją siedzącą obok siostrę w policzek na co mała zachichotała. - Nie spodziewałam się, naprawdę.
 - O to chodziło.
 Po chwili podszedł do nas kelner z pytaniem o zamówienia. Zapisał wszystkie trzy dania, które wybraliśmy i powiedział typową formułkę, którą stosuje się w każdej restauracji:
 - Czy życzą sobie państwo coś oprócz tego?
 Na początku pokręciłem przecząco głową, ale szybko zmieniłem zdanie.
  - Jeszcze wino. Niech będzie najlepsze jakie macie - mówiąc "najlepsze" wiedziałem, że kelner tak naprawdę zrozumiał "najdroższe". Zawsze tak było.
 Kelner pokiwał głową i odszedł.
 - Naprawdę nie musiałeś - powiedziała nieśmiało Cassie.
 - Owszem, musiałem.
Niespodziewanie do naszego stolika przyniesiono ogromny tort.
 - Wow, tort czekoladowy! - pisnęła Nancy i z oczami niczym pięciozłotówki wlepiała w niego wzrok.
 - Wszystkie najlepszego, Cass - powiedziałem i spojrzałem w jej śliczne oczy. Podałem jej pudełko starannie pokryte kolorowym papierem. W środku znajdowała się sukienka wybrana przez Dakotę.
Dziewczyna przechwyciła prezent, ale odłożyła go obok siebie nawet go nie otwierając.
 - Dziękuje - szepnęła i dotknęła dłonią mojej ręki, uścisnąłem ją bardziej. Wplotłem place między jej. Posłałem jej uśmiech, który oczywiście odwzajemniła.
 Pierwszy raz w życiu słowo "dziękuje" nie wywołało u mnie obrzydzenia. Wręcz na jego brzmienie uśmiechnąłem się. To było miłe, tym bardziej, gdy wypowiadała je Cassie.
 - Nancy, ty brudasie! - zaśmiała się na głos brunetka i wytarła twarz dziewczynki pokrytą czekoladą.
 - Jest słodka - zachichotałem.
 - Dosłownie!

 Po zjedzonej kolacji wyszliśmy z lokalu. Zadzwoniłem po taksówkę i razem czekaliśmy aż przyjedzie.
 Przyznam, że tego dnia, niebo było piękne. Wszystko wokół wydawało się być takie magiczne. Latarnie porozstawiane na chodnikach dodawały wiele uroku temu wieczorowi. Chłód muskał moją twarz, a włosy Cassie tańczyły na wietrze, jakby żyły własnym życiem.
 Zdjąłem z siebie bluzę i narzuciłem ją na odsłonięte ramiona Cass. Mimo, iż byłem na wózku mogłem spokojnie dosięgnąć i założyć na nią bluzę. Była taka niziutka.
 Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i opatuliła miękkim materiałem.
 Po chwili wsiadaliśmy do taksówki. Tym razem usiadłem z tyłu, razem z Cass, ponieważ Nancy uparła się aby koniecznie siedzieć z przodu. Nie byłem z tego powodu jakoś bardzo zły.
 - Wiesz co podobało mi się dzisiaj najbardziej? - spytała, gdy auto zatrzymało się pod jej mieszkaniem. Pokręciłem przecząco głową. - Nasze dłonie splecione razem.
__________________________________
Napomknę tylko, że NIGDY nie byłam na polu golfowym, więc sytuacje mogą trochę odbiegać od rzeczywistości.
 Może zostawisz po sobie komentarz? :)

4 komentarze

  1. Świetny rozdział nie ma co! Niall i pole golfowe? Takie typowe dla niego. Ale przerwałaś w takim momencie.. ugh. No cóż trzeba czekać do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ♥♥♥ nie wytrzymam do soboty ten rozdział był taki cudowny i jeszcze w takim momencie został przerwany ehh czekam na next
    Gabrysia :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział <3 to takie słodkie, że zrobili Cass taką niespodziankę
    Czekam do następnego ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny, też chcę tak spędzić z Niallem moje urodziny <3

    OdpowiedzUsuń

To co? Bijemy rekord komentarzy?:)