sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 4 - Dom, słodki dom.

 Moi najwspanialsi czytelnicy! Po prawej stronie bloga macie sondę, w której możecie głosować na blog miesiąca. Proszę was aby każdy, który to czyta oddał głos na Cripple. Wygranie tego konkursu byłoby dla mnie wielkim wyróżnieniem!



Następnego dnia byłem już spakowany... Zaraz, zaraz, ja nie miałem czego pakować! Nic ze sobą nie miałem, oprócz pary szpitalnej piżamy. To nie było zbytnio komfortowe, ale całe szczęście mój wybawca, doktor Malik, pożyczył mi swoje ubrania. Poświęciłem się i je ubrałem. Gotowy czekałem na wózku, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Do pokoju wbiegła uradowana Nancy, a za nią lekko uśmiechnięta Cassie.
 - Cześć Niall! - przywitała mnie wesoło i zajęła miejsce na moich kolanach. Zrobiłem zaskoczoną minę.
 - Jak to? Już nie Niam?
 - W końcu ją nauczyłam - przyznała zawstydzona dziewczyna.
 - Uczyła mnie przez cały dzień! Nie mogłam iść się bawić! - jęknęła sześciolatka. Skierowałem swoje myśli na brunetkę stojącą metr ode mnie. Spojrzałem na nią i nawiązałem z nią kontakt wzrokowy.
 - To prawda? - spytałem.
 - Um, tak - widziałem po jej minie, że była tym faktem mocno zażenowała. Rumieniła się. Przez moment przebiegła po moim mózgu myśl, że to całkiem urocze. - Ale chyba nie było aż tak źle? - zwróciła się do swojej siostry.
 - Było straaaasznie! - odparła robiąc kwaśną minę, zaśmiałem się na to. Brunetka posłała małej zabójcze spojrzenie, ale przy jej zaróżowionych policzkach wyglądało to tak niewinnie. Powietrze zrobiło się jakby gęstsze, zauważyłem zdenerwowanie dziewczyny. Nie przeszkadzało mi to, ale widziałem, że moja opiekunka najlepiej zakopałaby się pod ziemią. To ja tak na nią działałem? Nie mogę powiedzieć, że mi to nie imponowało.
 - Jedziemy? - spytałem przerywając niezręczną ciszę. Dziewczyny pokiwały energicznie głowami. Momentalnie poczułem jak ktoś pcha mój wózek. Nie mogłem tego wytrzymać i po dłuższej chwili zareagowałem. - Nie jestem dzieckiem - warknąłem do brunetki, która była sprawcą incydentu.
 - Ale ja tylko...
 - Natychmiast przestań to robić - wymamrotałem. - Od czegoś mam ręce.
 - Chciałam tylko pomóc - wyjąkała speszona.
 - To z łaski swojej przestań!
Dziewczyna zrobiła to o co prosiłem. Nareszcie zostawiła mnie w spokoju i zajęła się swoją maleńką siostrą, która zeskoczyła z moich kolan i dumnie kierowała nas przez cały szpital machając przy tym do każdego przechodnia. Nie wiem dlaczego, ale również zacząłem powtarzać ruchy Nancy. Ta mała miała w sobie coś co mnie zarażało, a na sam jej widok po prostu się uśmiechałem
 Po chwili byliśmy na świeżym powietrzu, gdzie ludzie zupełnie nieświadomi swoich czynów palili papierosy.
 - Kurwa! Przestańcie palić te fajki. Tędy przechodzą dzieci - powiedziałem zbulwersowany słysząc ciche kasłanie Nancy.
 - Nie powinieneś być taki niegrzeczny - zauważyła Cassie. - Oni nie robią nic złego.
 - A ty nie powinnaś zwracać mi uwagi - burknąłem pod nosem. Nic nie odpowiedziała, wiedziała, że miałem racje, nie była nikim, aby mnie pouczać. Nikt tego jak dotąd nie robił, a ona powinna hamować swoje nic niewarte myśli.
 Dziewczyna wskazała miejsce, gdzie zaparkowała samochód, a ja wgapiałem się w niego zdezorientowany.
 - Co do... czy to jest mój samochód?
 - Um, na to wychodzi, że tak - odparła niewinnie.
 - Czy ty kurwa wzięłaś bez mojej zgody MÓJ samochód?! - warknąłem.
 - Co to jest kurwa? - spytała sześciolatka z zaciekawieniem wpatrując się w nas.
 - To słowo ma dwa znaczenia. - powiedziała cicho. Chyba cieszyła się, że tym tym tematem może wymigać się od tłumaczenia skąd wzięła auto. - Pierwsze jest takie, że to dziewczyna, która zbytnio siebie nie szanuje i robi przez to głupie rzeczy... Na przykład całuje się z chłopcami.
Zaśmiałem się na jej nieumiejętne wyjaśnienie dziecku definicji słowa "kurwa".
 - A drugie znaczenie to po prostu przekleństwo i słowo, którego mogą używać tylko dorośli - powiedziała.
 - Ty go nie używasz - zauważyła słusznie dziewczynka.
 - Bo ja... Um...
 - Po prostu twoja siostra nie jest dorosła - wyjaśniłem z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
 - Co?! Wcale nie prawda! - broniła się. Chyba nawet nie zdawała sobie sprawy jak głupio wtedy wyglądała. - Mogę pokazać ci dowód!
 - Pewnie jest podrobiony - udawałem jakbym mówił obojętnie, jednak w środku nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, Dziewczyna coraz bardziej się denerwowała, a ja wręcz płakałem ze śmiechu, chociaż na twarz zarzuciłem tylko słaby uśmiech.
 - Nawet sobie nie żartuj! - jęknęła cała czerwona. - Jesteś irytujący!
 - Tak jak i ty - mruknąłem.
 - Słucham?
 - Słyszałaś - odparłem.
 - Nie jedziemy - zaprotestowała i ruszyła w przeciwną stronę.
 - Zaczekaj! - zatrzymałem ją, ciężko westchnąłem. -  Jedźmy już. Jedyne czego teraz chcę to po prostu być w domu - powiedziałem zmęczony. Poczułem, że robi jej się mnie żal, dlaczego by tego nie wykorzystać przy innej okazji?
 Cassie od kluczyła samochód jednym kliknięciem po czym otworzyła mi drzwi od strony pasażera. To było dziwne uczucie, wsiadać do własnego samochodu wiedząc, iż nie będę siedział za kierownicą.
 - Dasz sobie radę? - spytała mając na myśli samodzielne usadzenie się na fotelu samochodu. Pokiwałem głową. Dużo się nie chwaląc ćwiczyłem trochę w szpitalu i szło mi nawet całkiem dobrze.
 Usiadłem bez większych problemów, a moja opiekunka udała się na tylne siedzenia aby zapiąć Nancy pasy.
 - O kurde - jęknęła brunetka. - Nie mamy siodełka - zauważyła. Chwilę tkwiła w zastanawiającej ciszy, lecz zaraz potem odezwała się, jakby jej mózg krzyknął "Eureka!" - Chcesz się pobawić? - dziewczynka energicznie pokiwała głową. - A więc, zabawa nazywa się "Nie chcemy mandatu" . Za każdym razem kiedy zobaczysz policyjny radiowóz chowasz głowę żeby cię nie zobaczyli. Dobrze maleńka? - kolejny raz dzisiaj miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z tak mądrą głupią osobą.
 - Całkiem ciekawy sposób na uniknięcie mandatu - uśmiechnąłem się w jej stronę.
 - Masz rację.
 - A co dostanę, jeśli wygram? - spytała sześciolatka zadzierając brwi do góry.
 - Co dostanie, Niall? - spytała wyraźnie sobie ze mnie drwiąc. Pamięcią sięgnąłem do czegokolwiek w moim domu co mógłbym podarować dziewczynce.
 - Um... Alkohol? - to była pierwsza rzecz, którą napatoczyła się do mojego mózgu.
 - Dzieci nie piją alkoholu - poinformowała mnie z uśmiechem na twarzy.
 - Nie? A więc, czekoladę. Tak, tabliczkę czekolady! Może być?
 - Tak! - krzyknęła uradowana i wyjrzała przez okno, prawdopodobnie oczekując policji.
 Mój Anioł Stróż dopiero potem złożył wózek i nieumiejętnie włożył do bagażnika. Gdy już to zrobiła wsiadła do samochodu i odetchnęła z ulgą.
 - Wracając do tematu mojego auta, skąd je wzięłaś? - spytałem uważnie jej się przyglądając.
 - Właściwie to Zayn wszystko załatwił, ja tylko miałam go odebrać. Przekazała mi go jakaś Charlotte. Taka blondynka, trochę zdzirowata.
 - Moja asystentka.
 - Och - jęknęła. - Mogłam się domyśleć, te włosy wszystko zdradzały - dogryzła mi.
 Dalej jechaliśmy w ciszy, jednak wciąż zastanawiała mnie jedna rzecz...
 - Masz prawo jazdy?
 - Nie rozumiem. Możesz sprecyzować pytanie? - uśmiechnęła się pod nosem.
 - Masz, do jasnej cholery, pieprzone prawo jazdy?!
 - To jest ten dokument potwierdzający, iż legalnie mogę kierować pojazdem?
 - Nie rób sobie jaj - warknąłem robiąc się coraz bardziej przerażony. Tak, naprawdę byłem przerażony! Nigdy w życiu nie byłem przerażony do tego stopnia.
 - Nie mam - odparła jakby to było coś normalnego.
 - O matko i córko! Zginiemy! Lepiej stań, albo wyrwę ci tą kierownice z rąk!
 - Żartowałam - uspokoiła mnie. - Oczywiście, że mam. Coś ty taki spanikowany?
 - Jakbyś nie wiedziała, nie mogę chodzić! Przez pieprzony samochód!
 - Rzeczywiście. Przepraszam - powiedziała momentalnie się uciszając. - To tym samochodem...
 - Nie - zaprzeczyłem od razu. - Tamten jest już pewnie do kasacji - odparłem smutno. Na prawdę lubiłem tamto auto, było moim dzieckiem. Jedynym, najdroższym najcenniejszym. Kochałem je.
 - Masz dwa auta, wow - spostrzegła. Spojrzałem na nią zaskoczony.
 - Mam o wiele więcej - zaśmiałem się na samą jej myśl, że mogę mieć tylko dwa samochody. Z moimi pieniędzmi to było niedorzeczne.
 - Ile?
 - Z pięć... - dziewczyna jęknęła z zachwytem. - Teraz w prawo - nakierowałem ją, gdy już byliśmy naprawdę blisko.
 - Lewe prawo czy prawe prawo? - spojrzałem na nią po raz kolejny z przerażeniem. - No co? Tylko żartowałam - wyjaśniła szczerząc się do mnie.
 - Dzisiaj jesteś jakoś bardziej uśmiechnięta, dlaczego? - znowu spytałem o coś czego zupełnie nie chciałem wiedzieć.
 - Wyniki mojej mamy są całkiem w porządku. Ona się uśmiecha to i ja jestem szczęśliwa - odparła nie odwracając wzroku od ulicy.
 - To na tej ulicy - poinformowałem ją.
 - Ten dom? - wskazała na jeden. Prychnąłem widząc skromny dom moich sąsiadów. Wziąłem w rękę jej dłoń i wskazałem na MÓJ dom.
 - Ten, skarbie - uśmiechnąłem się widząc jej zdziwioną minę. Rozwarła szeroko usta z niedowierzaniem. Widziałem jak jej osłupiały wzrok zwraca się ku mojej willi. Była zszokowana, ale byłem przyzwyczajony do takich reakcji na widok mojego domu.
 - To-to jest t-twój dom? - wyjąkała drżącym głosem.
 - A co nie wierzysz mi?
 - Nie wiem co mam o tym myśleć - odparła jednocześnie wychodząc z auta i jeszcze raz przyglądając się uważnie mojej posesji. Przetarła kilka razy oczy po czym uszczypnęła się w pośladek. - To nie sen - mruknęła pod nosem wciąż nie przestając okazywać swojego zachwytu.
 - Wyjmij mój wózek - poleciłem jej, a ona posłusznie to wykonała. Po chwili siedziałem w wózku.
 - To jest dom Nialla? - spytała Nancy kiedy dziewczyna wzięła ją na ręce.
 - Chyba tak.
 - Wygląda jak mój domek dla lalek, tylko nie jest różowy - oznajmiła słodkim głosem na co ja zaśmiałem się.
 - Wspominałem ci o tych pięciu samochodach... - powiedziałem naciskając na przycisk pilota, a drzwi garażu automatycznie się otworzyły. - Och, przepraszam jest ich sześć - teatralnie udałem zaskoczenie.
 - Myślałam, że blefowałeś - powiedziała brunetka.
 - Dlaczego miałbym to robić?
 Dziewczyna wzruszyła ramionami.
 Chwilę później znaleźliśmy się pod drzwiami, włożyłem do zamka klucz i spojrzałem na moją opiekunkę.
 - No popatrz, pasują - uśmiechnąłem się ironicznie. Dziewczyna przywróciła oczami.
Weszliśmy do środka, a naszym oczom ukazał się dość duży (przynajmniej mi się tak wydawało) przedpokój, a moje towarzyszki zaniemówiły.
 - Ale ten dom jest wielki.
 - Wszystko co moje jest wielkie - odparłem z szelmowskim uśmiechem. Cassie zrozumiała mój podtekst i posłała mi zażenowane spojrzenie, jednak dostrzegłem kątem oka, że się rumieni.
 - Ile tu jest pomieszczeń? - spytała rozglądając się dookoła.
 - Siedem sypialni, siedem łazienek, dwa salony, trzy kuchnie, garderoba, siłownia i pokój gier, plus jeden wolny pokój - wzruszyłem ramionami, dziewczyna nie mogła wyjść ze zdziwienia.
 - To niemożliwe żeby wykorzystała to jedna osoba - stwierdziła.
 - Mówisz jak typowa materialista - zauważyłem. Na jej twarzy zawitał nieprzyjemny grymas z nutką złości.
 - Ale nią nie jestem - odrzekła na poczekaniu.
 - One też tak mówią.
 - Gdzie jest moja czekolada? - jęknęła Nancy przerywając napięcie i jednocześnie wyskakując z rąk swojej siostry i chwiejnie stając na podłodze.
 - Widzisz tą szafeczkę w salonie? - wskazałem na szafę, dziewczyna przytaknęła. - W środku na pewno ją znajdziesz - uśmiechnąłem się, a mała podreptała w celu odszukania czekolady. Wraz z moją opiekunką udaliśmy się za sześciolatką.
 - Ale tu - nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa, aby opisać pomieszczenie, więc chwilę tkwiła w ciszy - pusto, formalnie, zimno - powiedziała. Najwyraźniej nie mogła się zdecydować jaki opis przytoczyć. - To znaczy nie zimno, jest mi całkiem ciepło, ale...
 - Tak, wiem o co ci chodzi. W tym domu niewiele jest rzeczy, których dałem od siebie, wszystko projektował architekt i projektant wnętrz - moja twarz nie wyrażała niczego oprócz obojętności. - W sumie to co tutaj przyniosłem w pełni od siebie to ubrania - uśmiechnąłem się chociaż nie wiedziałem z jakiego powodu.
 Kątem oka zauważyłem, że Nancy znalazła czekoladę i wesoło podskakiwała z radości.
 - Mam ją - wykrzyknęła, a ja zaklaskałem w dłonie.
 - Jest już późno, a ja jestem trochę głodna - odezwała się. - Zrobię coś do jedzenia. Nie masz nic przeciwko?
 - Jasne rób-to znaczy, um... Nie - dziewczyna popatrzyła na mnie po mojej kłótni z mózgiem. - Nie mam nic w lodówce - powiedziałem w końcu przegryzając wargę.
 - Och.
 - Ale możemy coś zamówić... Na przykład pizzę. Co sądzisz o pizzy, Nancy? - spytałem, a mała brunetka wesoło zachichotała i przytaknęła.
 - Cóż... Nie wiem czy to na pewno dobry pomysł, dostałaś czekoladę i pewnie zaraz ją zjesz. To niezdrowe - wyjaśniła.
 - A jak cię ładnie poproszę? - pisnęła Nancy ciągnąc ją za bluzkę i robiąc maślane oczy. - Proszę, proszę, proszę, proszę! Zgódź się Cass.
 Dziewczyna spojrzała na mnie bezradnie, a ja tylko lekko się uśmiechnąłem.
 - No dobrze - zgodziła się. - Ale już dzisiaj nie będziesz jadła tej czekolady. Bo twój brzuch pęknie - uśmiechnęła się naciskają na jej mały brzuszek.
 Po chwili miałem w dłoni telefon i wybierałem numer do najlepszej pizzerii. Zamówiłem ją zgodnie z życzeniami moich towarzyszek i skoncentrowałem na nich swoją uwagę.
 - Nancy! Jesteś cała upaprana czekoladą - wykrzyknęła dziewczyna, kiedy młodociana już kończyła tabliczkę siedząc na kanapie w salonie. - Jesteś uparta, jak osioł. Zobaczysz, to nie wyjdzie ci na dobre - ostrzegła ją, ale ona wcale nie zwracała uwagi na jej przestrogi. Wytarła rękawem twarz i uśmiechnęła się do mnie.
 - Dlaczego ją tak traktujesz? - spytałem mojej opiekunki. 
 - Jak? - najwyraźniej nie wiedziała o co chodzi.
 - Uważasz na wszystko co robi, co je, zabraniasz jej niektórych rzeczy.
 - Troszczę się o nią. Robiłeś to kiedyś? - spytała wbijając we mnie swój przenikliwy wzrok. Nie wiedziałem jak odpowiedzieć na to pytanie
 - Um, nie - odparłem, mówiąc prawdę.
 - Może dlatego nie rozumiesz.


 - Już nie mogę! - jęknęła Nancy przeżuwając gryza swojego kawałka pizzy. Zaśmiałem się bo wydęła swój brzuch jakby była naprawdę gruba.
 - Zjadłaś dopiero pół kawałka, mówiłam ci, że tak będzie.
 - Zjesz za mnie?
 - Nie - odparła surowo. - Masz to zjeść, inaczej już nigdy nie zamówimy pizzy.
 Dziewczynka jęknęła z zawodem.
 - A ty chcesz za mnie dokończyć? - skierowała do mnie pytanie, słodko mrużąc oczy. Pokręciłem przecząco głową.
 - Miałaś rację - przyznałem mając na myśli jej troskę i zakazanie dziewczynce jedzenia czekolady.
 - Musisz zapamiętać, że ja zawsze mam rację.
__________________________________________________

1 komentarz

  1. Oj, mam teraz ochotę na pizzę...
    Kiedy w końcu Niall przyzna że coś czuje do Cassie?!

    Shipping!!!
    Pozdrawiam
    Mint Candy

    california-runaway-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

To co? Bijemy rekord komentarzy?:)