sobota, 26 września 2015

Rozdział 11 - Niassie

 To nie powinno mieć miejsca. Moje nieumyślne zachowanie spowodowało, że powoli coś czułem do tej dziewczyny. Narażałem ją, narażałem siebie. Postanowiłem, że już nigdy tego nie zrobię. Nawet jakby coś miało mnie zmuszać. Nie mogłem. To byłoby wbrew postawionym przeze mnie zasadom. Obiecałem sobie, że już tego nie zrobię.
 - Fuuuuj - jęknął głos za nami. Prędko odwróciliśmy głowy i spojrzeliśmy w stronę małej dziewczynki, która patrzyła się na nas z odrazą. - To jest obleśne!
 - Długo tutaj stoisz? - spytała się Cass, na której twarzy widniał szkarłatny rumieniec. Uśmiechnąłem się na ten widok.
 - Nie znam się jeszcze na zegarku, ale chyba tak - mruknęła zakładając ręce na klatce piersiowej i robiąc zniesmaczoną minę. - Jestem głodna.
 - To akurat nic nowego, pysiu - wstała z kanapy i cmoknęła siostrę w policzek.
 - Bleee - Nancy wytarła policzek i zabawnie się skrzywiła.
 - Może być jajecznica? - zapytała z kuchni.
 - Tak - odkrzyknęliśmy razem.
 - Mama chyba mnie posłuchała - powiedziała szeptem dziewczynka.
 - Ale, że o co chodzi? - spytałem zdezorientowany.
 - Zobacz - wskazała na Cassie, która tańczyła i wesoło pośpiewywała piosenkę grającą z radia, krzątając się przy tym po kuchni. - Jest wesoła.
 Uśmiechnąłem się i przytaknąłem.
 - Masz rację.
 Ale czy aby na pewno nie pomyliłem się. Była szczęśliwa przez co? Może przez piękną pogodę na za oknem, może dzięki cudownej sile posłanej przez Libby, a może przeze mnie? Czy ten pocałunek mógłby uszczęśliwić ją aż tak bardzo? Pocałunek mnie, zwykłego podłego idiotę, który nawet nie ma sumienia aby kogoś przeprosić ani podziękować. Tak właśnie taki byłem, choć wtedy się za takiego nie uważałem. Byłem dla siebie kimś ważnym, a Cassie kim była? Zwykłą opiekunką. Miałem dużo pieniędzy, mogłem kupić sobie co tylko chciałem, ale to Cass była bogatsza w uczucia i miłość. A może coś się wtedy zmieniło? Może właśnie ten moment, ten niewinny pocałunek zmienił mnie na lepszego człowieka? Kto wie...


 Tego dnia spędziliśmy jeszcze bardzo przyjemny i miły dzień w parku. Świeże powietrze, którym mogłem tam oddychać dobrze mi zrobiło. Zrelaksowani wracaliśmy do domu. Z daleka zauważyłem trzy pozornie szczęśliwe postacie, które zmierzały w naszą stronę. To było normalne. Wszyscy, którzy mieszkali w okolicy mojego domu byli bardzo szczęśliwi (byli także bogaci, ale to już inna sprawa). Często widywałem pary spacerujące po tych pięknych okolicach. Ludzie w tym miejscu byli inni, jakby spokojniejsi. Nie biegali za niczym, nie śpieszyli się.
 - Dzień dobry panie Horan - przywitała mnie z daleka uśmiechnięta sąsiadka. Mimo namalowanego uśmiechu na twarzy widziałem jej zdziwienie kiedy patrzyła na mnie, na wózku.
 - Josh! - wykrzyczała Nancy, gdy zobaczyła małego chłopca biegnącego w jej stronę.
 - Dzień dobry pani Tood - odezwała się Cassie, na co kobieta ukazała szczery uśmiech.
 - Jak to? To wy się wszyscy znacie? - spytałem wszystkich zebranych wokół mnie. Pokiwali głową w tym samym czasie.
 - Nancy! - krzyknęła brunetka i pognała za siostrą i jej małym kolegą.
 Zostałem z panią Tood sam na sam. Między nami zapadła niezręczna cisza, ani ja ani ona nie potrafiliśmy jej przerwać. W końcu kobieta odważyła się odezwać.
 - Jak t-to się stało? - wyjąkała spoglądając na wózek.
 - To ciężka historia...- westchnąłem.
 - Nie naciskam - powiedziała szybko. - Wiem jak to jest.
 - Miała pani kiedyś niesprawne nogi? - westchnąłem.
 - Nie - zaśmiała się nerwowo. - Widzisz tego małego brzdąca, o tam? - zapytała wskazując na maleńką postać, gdzieś w oddali. - Jeszcze niedawno chorował na białaczkę. Ktoś najwyraźniej chciał żeby żył, i proszę... Zdarzył się cud.
 - W moim przypadku to raczej niemożliwe.
 - Niech pan uwierzy, może chociaż to pan dla mnie zrobi.
 - Postaram się - uśmiechnąłem się słabo w stronę kobiety.
 - Zmienił się pan - stwierdziła dłużej mi się przyglądając.
 - Faktycznie, wózek może zmienić człowieka nie do poznania - powiedziałem ironicznie.
 - Nie - zaśmiała się. - Zmienił się pan w inny sposób. Kiedyś widziałam tu oziębłego, formalnego i zadufanego w sobie człowieka, teraz ta osoba zmieniła się w troskliwą, czułą i kochającą.
  "Kochająca osoba"?  Ten opis nie pasował do mnie. Może pomyliła mnie z kimś innym. Przecież ja jeszcze nigdy nikogo nie kochałem, nawet własnej matki.
 - Nie wydaje mi się - rzekłem tylko. Nie miałem ochoty słuchać rzeczy o człowieku, którym nie byłem. Troskliwy, kochający, czuły, uczciwy, uprzejmy... Nie, nie, nie, nie i nie! To wszystko kłamstwa. Czy ktokolwiek mógłby potwierdzić, że naprawdę taki byłem? To bzdury, po prostu brednie wyssane z palca.
 - Przepraszam, ale muszę już iść. Moje dwie piękne damy, poszły już do domu, więc ja też tam się wybiorę. Miłego dnia - usprawiedliwiłem się uprzejmymi słowami godnymi dżentelmena  i odjechałem w stronę domu.
 - Miłego dnia - szepnęła i również odeszła.


 - Musisz zacząć rehabilitację - powiedziała z kamienną twarzą Cassie.
 Męczyła mnie już tym przez cały dzień. Czy ona nie wiedziała, że dla mnie nie ma ratunku? Choćbym nie wiem jak chciał, wiedziałem, że to i tak się nie uda. Po co robić coś co i tak nie ma najmniejszego sensu?
 - Chyba nie tylko blondynki są głupie - westchnąłem. - Spójrz na moje usta - poleciałam na co dziewczyna wydęła wargi i zrobiła minę w stylu 'porąbało cię?'. - Już. Nigdy. Nie. Będę. Chodził.
 - Pieprzony pesymista - mruknęła pod nosem.
 - Nazwałbym to raczej realistycznym podejściem do sprawy - uśmiechnąłem się chytrze. - Z resztą nie lubię robić rzeczy, które nie przynoszą rezultatu.
 - A więc jakie lubisz? - westchnęła.
 - Wszystkie związane z tobą.
 - Na przykład?
 - Na przykład bardzo fajne rzeczy... Jak ta - musnąłem wargami jej usta. Jej brązowe włosy łaskotały moją skórę. Kątem oka spojrzałem na nią. Była taka niewinna. Niby pewna siebie, ale nie wiedziała, że przez to co robi wybrała się w podróż na pewną ŚMIERĆ. 
 Objąłem ją w talii, stykaliśmy się ciałami. Czułem jak drżała. Powoli zacząłem pieścić językiem jej wargi. Nie opierała się. Wciąż oddawała pocałunek, aż stawał się coraz bardziej namiętny.
 Nie mogłem uwierzyć, jakim byłem szczęściarzem. Byłem ja, była ona, my byliśmy. Nie wiedziałem jak taki ktoś jak ona mógłby zniżyć się do mojego poziomu. Zostawmy fakt, że byłem kaleką, ofiarą losu, ale byłem także strasznym chujem. Zasługiwała na kogoś o wiele lepszego. Szczerze mówiąc nawet seryjny morderca byłby lepszym wyborem ode mnie. Tymczasem ona była tam, tak blisko.
 Och, gdybym wtedy wiedział, nigdy bym na to nie pozwolił. To wszystko nie zaszłoby tak daleko...
 Wspólnie oderwaliśmy się od siebie. Byłem pewny, że gdybym chwilę zwlekał z odsunięciem, udusiłaby się. 
 Spojrzałem na nią i pocałowałem ją w kącik ust. Mógłbym je pieścić cały czas i nigdy nie przestać, jednak tak było lepiej. 
 Dziewczyna o pięknym spojrzeniu. przytuliła się do mnie i oparła głowę na moim ramieniu. Uśmiechnąłem się pod nosem. 
 - Wiesz, że połączenie naszych imion to Niassie? - wplotłem palce w jej dłonie.
 - Naprawdę? - spojrzała na mnie z iskierkami w oczach. - Od kiedy myślisz o takich rzeczach? - zaśmiała się wesoło.
 - Tak jakoś mnie naszło. Bo widzisz... - zacząłem. - Nasze imiona osobno są piękne... - kontynuowałem. - Ale razem tworzą coś cudownego - uśmiechnąłem się, a serce zabiło mi mocniej. - To trochę tak jak my.
______________________________________________
Kilka słów wyjaśnienia... Miałam ten rozdział napisany w środę. Był cudowny (uwierzcie mi na słowo) i tak bardzo cieszyłam się, że w końcu będę mogła wam go opublikować. Cała w skowronkach przeszłam na główną stronę bloggera, oczywiście przedtem wyświetlił mi się komunikat. Bez zastanowienia kliknęłam "OK". I  TO BYŁ MÓJ BŁĄD. Rozdział nie zapisał się. Moje serce umarło. Powiem szczerze, że gdy położyłam się do łóżka po prostu się rozpłakałam. Nawet teraz mam łzy w oczach.
 Przepraszam, że nie wyszło tak jak chciałam, a chciałam dobrze. Rozdział jest gorszy przez moją głupotę, a ja za drugim razem piszę o wiele gorzej.
 Cóż, następnym razem postaram się nie być tak głupia i wszystko zapisywać. Do zobaczenia w sobotę.

4 komentarze

  1. Aawww Niassie tak słodko...
    Szkoda tego poprzedniego rozdziału...:(
    Już niebawem mogę doczekać śpię soboty aaaaa :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny jest ten rozdział, nie jesteś głupia masz tak więcej nie pisać. Czekam na next już się nie mogę doczekać soboty Gabrysia :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie martw się, każdemu się zdarza :) Poza tym ten rozdział też jest wspaniały, uwierz mi ;* Niassie - naprawdę słodko <3
    Pozdrawiam cię serdecznie i zapewniam, że choć szkoda tamtego rozdziału ten bardzo mi się podoba ^^
    Alicja.

    OdpowiedzUsuń

To co? Bijemy rekord komentarzy?:)