sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 2 - Kaleka

 Szanowny Pan doktor Malik poinformował mnie, że za kilka dni będę mógł wyjść ze szpitala. Ale jak? Na pewno nie na własnych nogach. Aż trudno o tym pomyśleć, ale potrzebny był mi wózek.
  - Załatwię ci jakiś, o to nie musisz się martwić - odparł spokojnie przyglądając mi się. Nie uspokoił mnie tym. Do jasnej cholery, byłem kaleką! Pieprzonym kaleką! Jak miałem się nie martwić? Czułem, że sobie nie poradzę. To nie takie proste. Wyobrażałem sobie jak przyjeżdżam do swojej firmy, gdzie wszystkie moje atrakcyjne blond pracownice mierzą mnie zaskoczonym spojrzeniem. Co miałbym powiedzieć? "Cześć wam, jestem kaleką, ale to przecież nic takiego. Wszystko będzie tak jak dawniej", chciałbym...
  - Niech będzie najlepszy jaki można dostać. Cena nie gra roli - powiedziałem bez skrępowania. Mulat tylko mruknął coś pod nosem i zaczął szperać w jakichś notatkach. To takie typowe dla niego. Zawsze kiedy nie miał co powiedzieć, chował nos w kilku kartkach papieru. Chciał już wyjść, ale najwyraźniej coś sobie przypomniał, cofnął się i z zaciekawieniem wbił we mnie wzrok.
 - Jakie wrażenie wywarła na tobie Cassie? - zapytał zadzierając zaciekawiony brwi.
 - Mówisz o tej nastolatce, która była tutaj wczoraj? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie lekko zbulwersowany. Szatyn przytaknął. - Jest najbardziej niedoświadczoną osobą, którą poznałem. Serio nie miałeś kogoś starszego na jej miejsce?
 - Zastępuje swoją mamę, która... - nie miałem zamiaru dać mu skończyć. W ogóle nie obchodziła mnie ta dziewczyna ani jej matka.
 - Proszę cię, nawet nie zaczynaj. Nie mam ochoty o tym słuchać.
 - Jak chcesz - mruknął. - Tak chciałem jeszcze napomknąć, że wcale nie jest taka młoda i niedoświadczona. Odbyła najwięcej kursów medycznych w naszym szpitalu.
 - A więc wasz szpital ma bardzo niski poziom. Może dlatego nie mogę chodzić... - odparłem ironicznie.
 - Jeszcze nie wszyst... - nie miałem zamiaru dalej go słuchać. Może to był mój błąd? Nie potrafiłem słuchać tego co inni do mnie mówili. No i miałem już dość jego głosu...
 - Idź, potrzebuje odpoczynku - stwierdziłem i wskazałem na drzwi za plecami Malika.
 - Ale...
 - Nie chcę tego słuchać - powiedziałem sennie. - Po prostu wyjdź - mężczyzna posłusznie wyszedł z pomieszczenia. Jak chciał to umiał się dostosować. Cudownie było mieć nas wszystkimi wokół siebie władze. To takie cudowne uczucie. Jeszcze nikt dotąd mi się nie sprzeciwił.


 Mój kolejny dzień w szpitalnym łóżku wbrew pozorom nie upływał zbyt ciekawie. Niby można było odpocząć od codziennych obowiązków, pracy i innych ciężkich życiowych problemów, ale mnie wcale to nie cieszyło. Za każdym razem kiedy pomyślałem sobie, że już nigdy nie stanę na własnych nogach doprowadzał mnie do szału i histerii. Nigdy nie byłem dobry w tańczeniu, nie lubiłem długich wieczornych spacerów, ani nie uprawiałem zawodowo żadnych sportów, ale mimo to wiedziałem, że nie będzie mi łatwo... Ujmę to lepiej, wiedziałem, że sobie nie poradzę.
 Rozwiązywałem właśnie krzyżówkę, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
  - Wejść! - wykrzyknąłem nie odrywając wzroku od swojego zajęcia. "Inaczej inwalida" na sześć liter, pierwsza K... Hmm, pomyślmy... Kaleka? Nawet głupia krzyżówka nie dawała mi spokoju. I jak można było zachowywać się normalnie w takiej sytuacji?
  Oderwałem się od wciągającej czynności, którą wykonywałem i spojrzałem na osobę, która zaszczyciła mnie swoją obecnością. Naprzeciw mnie ujrzałem tą samą brunetkę, która była u mnie poprzedniego dnia. Anioł Stróż, taaa.  - Znowu ty? - jęknąłem wyraźnie ukazując niechęć do jej odwiedzin.
 - Tak, moja mama jeszcze niewyzdrowiała, ale wiem, że ty nie chcesz o tym słuchać - uśmiechnęła się zadziornie w moją stronę.
 Ale bystra z niej osoba! To aż niemożliwe, że zrozumiała tak trudną do pojęcia myśl. No bo w końcu trudno jest pojąć, że nie chciałem jej mieć przy sobie. Po prostu jej nie potrzebowałem.
 - A więc zrozumiałaś już, że nie chcę żebyś tu przychodziła? - dziewczyna przytaknęła i spojrzała na mnie obojętnym wzrokiem. - To dlaczego tu jesteś?
 - Ja nigdy nie odpuszczam, a ty po prostu potrzebujesz pomocy. Bez niej nie dasz sobie rady - stwierdziła bez skrępowania. Prychnąłem tylko.
 I niby ona miała mieć w tym udział? To było nie do pomyślenia, wręcz w głowie się to nie mieściło.  - Tak uważasz? - spytałem wwiercając w nią wzrok. Dziewczyna kiwnęła głową. - Pewnie masz rację - Cassie nie mogła ukryć zdziwienia. Zadarła pytająco brwi przez co zmarszczył jej się nosek. Wtedy nie zauważyłem jak bardzo uroczo to wyglądało. - Wszystko jasne? Więc możesz już iść - uśmiechnąłem się na widok jej niemrawej miny. Wyglądała na zawiedzioną i zniecierpliwioną. Miałem ochotę roześmiać się zwycięskim śmiechem.
 - To nie jest śmieszne! - jęknęła zakładając ręce na piersi niczym pięcioletnia dziewczynka. To jeszcze bardziej mnie rozśmieszało. - Wiesz co?! Oprócz nóg masz jeszcze niesprawny mózg! - prychnęła złośliwie. I co? To niby miało mnie obrazić? Oj jak bolało, oj to takie straszne!
Chociaż po dłuższej chwili, gdy jej słowa dotarły do mojego mózgu, który według niej był niesprawny, lekko zakuło mnie w serce. Tak trochę jakby ktoś próbował w nie wbić igłę.
 - A ty masz rozum jak blondynka! - rzuciłem w jej stronę niczym betonem o ziemię. Dziewczyna głośno się roześmiała.
 - Co ty tak z tymi blondynkami? - skoncentrowała całą swoją uwagę na mnie.
 - Są ładne - odparłem krótko.
 - Doprawdy? - spytała mrużąc oczy.
 - Ładniejsze od brunetek. Od ciebie też - można powiedzieć, że skłamałem... Ale tak strasznie chciałem jej dopiec! Jednak jakoś nie zrobiło to na niej wrażenia, nawet się nie wkurzyła.
 - I dlatego sam się przefarbowałeś? - jej chichot zabrzęczał mi w uszach. Zaczęła śmiać się bez opamiętania, a ja sam nie wiedziałem co powiedzieć. To był ten moment... Właśnie ten, w którym ktoś pierwszy raz mnie poniżył. I to jeszcze ona! Jak ona śmiała poniżyć, mnie? Mnie?! Jak mogła, ja się pytam! Udało jej się, niewątpliwie.

 - Skąd wiedziałaś? - wymruczałem.
 - Odrosty, mój kochany - uśmiechnęła się zadziornie. - Odrosty...

  - Niedługo zaczniesz ćwiczyć - poinformowała mnie. - Zayn przygotuje ci jakieś zestawy, a ja będę ci pomagać - powiedziała co chwila spoglądając moją reakcję. 
 - Po co to wszystko? - moja twarz nie ukazywała żadnych emocji. Już miałem tego dość. Po co te ćwiczenia, to i tak nic nie miało zmienić! - Przecież i tak do końca życia nie będę chodził. 
 - Zawsze jest nadzieja - uśmiechnęła się do mnie. - Brakuje ci jej, dlatego jesteś strasznym pesymistą. 
 - Jestem realistą. Nie patrze na świat przez różowe okulary tak jak ty - dziewczynie momentalnie pogorszył się humor, zrobiła niemrawą minę i już po chwili mogłem zobaczyć, że w kącikach jej oczu zbierają się łzy. Coś powiedziałem nie tak? 
 - A powinieneś - mruknęła ocierając kropelki słonej cieczy z policzków. 
 - Dlaczego płaczesz? - niekontrolowane słowa wydały się z moich ust. Co to miało znaczyć? Przecież ja wcale nie chciałem tego wiedzieć. Gówno interesowały mnie problemy tej dziewczyny... Nigdy nie przejmowałem się zmartwieniami innych, dlaczego z nią miałoby być inaczej?
 - Staram się nie tracić optymizmu, ale ja już po prostu nie potrafię... Już nie mogę. Myślisz, że łatwo jest uśmiechać się do ciebie jak mysz do sera wiedząc, że teraz w domu moja matka musi cierpieć? Zmaga się z tak ciężką chorobą jaką jest rak - wyszlochała przez łzy. Jak to rak? Myślałem, że ma gorączkę albo coś w tym stylu, kto pomyślałby, że to coś tak poważnego. - Nawet nie wiem dlaczego żalę się akurat tobie. Przecież nie umiesz słuchać, nie masz serca - wyrzuciła w końcu. - Może właśnie dlatego - podsumowała patrząc na mnie obojętnym wzrokiem. Twarz miała wciąż zapłakaną. Nie potrafiłem jej wtedy przeprosić, nawet nie wiedziałem jak. Ja... ja po prostu nigdy nikogo nie przepraszałem i wiedziałem, że to mój błąd. Po chwili dziewczyna otrząsnęła się.  - Zachowałam się strasznie nieprofesjonalnie - stwierdziła ocierając resztki łez z twarzy. - To się więcej nie powtórzy, przepraszam - wydukała bardzo służbowym, można powiedzieć, że trochę nieludzkim tonem, którym ja posługiwałem się na co dzień. 
 - Przyjdź jutro, jeśli musisz - rzekłem, gdy odchodziła. 
 - Dobrze, będę - zarzuciła na swoją twarz słaby uśmiech i wyszła. 
Po cholerę ja to powiedziałem?!
____________________________________
Przychodzę do was z nowym rozdziałem! Komentujcie:)

3 komentarze

  1. Uwielbiam *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Romantyczka uwięziona w sidłach rutyny i nieznajomy, który w jednym uśmiechu daje jej wszystko, czego szukała przez całe życie. Poznaj historię Lisy, dla której po spotkaniu z Michaelem Hayboeckiem skoki narciarskie stają się czymś więcej niż tylko sportową rozrywką.
    http://cieplo-twoich-slow.blogspot.com/
    Serdecznie zapraszam i bardzo przepraszam za spam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. o mój Boże ja ich shippuję

    Mint Candy

    california-runaway-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

To co? Bijemy rekord komentarzy?:)